Od Vaison-la-Romaine zaczynamy powrót do domu. I to wcale nie powoli. Wieczorem powinniśmy znaleźć się w okolicach Besancon, żeby potem w ciągu dwóch dni pokonać Niemcy i dotrzeć do Polski.
Postanawiamy zakończyć ferie na bogato, czyli jedziemy francuskimi autostradami. Tankujemy się po korek na stacji benzynowej przy supermarkecie sieci SuperU w Vaison-la-Romaine i ruszamy w drogę. Pierwszy raz będziemy korzystać z francuskich autostrad.
W drodze
Na autostradę A7 wjeżdżamy w okolicach Orange. Trzeba przyznać, że jak na niedzielę ruch jest duży. Wszystkie trzy pasy są momentami zajęte. I to w warunkach, gdzie ruch ciężarówek jest niewielki. Innych zaskoczeniem był, na szczęście nie dla nas, pracujący na drodze fotoradar. Wiem to, ponieważ strzelił jeden z pojazdów przede nami. Pierwszy odcinek autostrady opuszczamy w okolicach Vienne przed Lyonem. Lyon omijamy ze średnią prędkością 50-70km/h.
Za Lyonem kierujemy się na autostradę A42 w kierunku Genewy, Strasburga .. i Paryża. Zwłaszcza ta ostatnia lokalizacja nas kusi. Tym bardziej, że według drogowskazów do Paryża mamy bliżej niż do Strasburga. Niestety rozsądek bierze górę. Może kiedyś przyjdzie pora na Paryż.
My tym czasem zjeżdżamy na autostradę A36 w stronę Niemiec. Autostradę opuszczamy przed Belfort, po to by kilka kilometrów za miastem ponownie zostać skasowani na bramkach za przejazd.
Potwierdza się, że we francuskim systemie jadąc „dostawczakiem” zapłacimy więcej niż samochodem osobowym. Ostatecznie za poszczególne odcinki opłaty wyniosły:
- Orange – Vienne – 33,00€,
- Lyon – Belfort – 49,10€
- Belfort – 4,80€.
W sumie za przejazdy po francuskich autostradach zapłaciliśmy 86,90€ przejeżdżając 549 km. Uważam, że to dużo. Wobec powyższego szanujmy to, co mamy u nas.
I znów wracamy do Francji
W tym wszystkim gdzieś umknął Besancon. W zasadzie, to został z boku. Postanowiliśmy jechać do oporu. Na nocleg zatrzymujemy się na parkingu Camping-Car Park w Vogelgrun (Francja). Żeby tam dojechać wjechaliśmy do Niemiec, by na wysokości Fryburga wrócić z powrotem do Francji. Nie możemy się z nią rozstać.
Parking ciekawie usytuowany. Urządzono go na wyspie pomiędzy stanowiącym naturalną granicę Francji i Niemiec Renem, a Wielkim Kanałem Alzackim. Tak więc stoimy we Francji, ale do Niemiec mamy dosłownie 100 m.
Rano robimy ostatnie francuskie zakupy na drogę, tankujemy do pełna pojazd i ruszamy w dalszą drogę. Tym razem jedziemy w stronę Norymbergii. Na nocleg zatrzymujemy się w okolicach Lipska.
Oczywiście na koniec moja nawigacja znów postanowiła się zabawić ze mną i utknąłem w korku za Berlinem bez żadnego ostrzeżenia. Od pewnego momentu nawigacja zamilkła. W sumie to poczułem się dziwnie, jak za długo nie dostałem jakiegoś komunikatu, a tu widzę przed sobą migające światła awaryjne zwalniających aut. Trudno, trzeba było swoje odstać.
Trochę stresu mieliśmy z ponownym przekraczaniem granicy, tyle że w stronę Polski. Granicę blokowali rolnicy, nie wiedzieliśmy dokładnie jaka jest sytuacja. Okazało, że mieliśmy wolny przejazd.
W ten oto sposób zakończyliśmy nasz „zimowy”, pełen wrażeń wypad do Francji. Już nie możemy się doczekać następnego.
Podsumowanie
- W podróży przebywaliśmy – 18 dni.
- Przejechaliśmy łącznie – ponad 4 100 km.
- Przeszliśmy o własnych siłach – trochę ponad 107 km.
- Odwiedziliśmy 16 różnych miejsc: Voiteur, Chateau-Chalon, Le Puy-en-Velay, Cascade de La Beaume, Pradelles, Thueyts, Jaujac, Bois de Paiolive, Cassis, Saint-Antonin-sur-Bayon, Georges de Regalon, Gordes, opactwo Notre-Dame de Senanque, Georges La Veroncole, Malaucene, Vaison-la-Romaine.
- Jesteśmy zawiedzeni, że nie udało nam się zatrzymać w Marsylii. Wierzymy, że jeszcze wszystko przed nami i odwiedzimy brakującą część calanques.
- Byliśmy lepiej przygotowani pod względem zaopatrzenia w wodę. Nie było momentu, że musieliśmy ją oszczędzać.
- Już wiemy, że w najbliższym czasie czeka nas wydatek. Nasz akumulator zabudowy ciągnie na ostatnich oparach. Zwłaszcza przy zwiększonych potrzebach na utrzymanie ogrzewania. Gdyby nie wspomaganie się agregatem byłoby ciężko. No, może tylko zimno.
- Łączny koszt wyprawy zamknął się kwotą trochę ponad 5 tys. zł. Jednak nie oszczędzaliśmy. Nie patrzyliśmy na ceny w sklepach. Zatrzymywaliśmy się w połowie na płatnych parkingach. Rozbijaliśmy się po płatnych francuskich autostradach. Cóż, wygoda musi trochę kosztować.
Warto było. Wspomnień nikt nam nie zabierze.