Podoba nam się Blankenburg. Zostajemy chwilę dłużej.
Przemieszczanie się kamperem ma tę zaletę, że zawsze można zmodyfikować swoje plany. Tak mamy i tym razem. Postanawiamy zostać jeszcze dzień w Blankenburgu. Może po południu przemieścimy się na nowe miejsce. Oczywiście musimy połazić po okolicy. I tu głównym powodem wypadu stają się … a jakże .. pieczątki. To jest jakieś ześwirowanie, ale chyba takie niegroźne.
Tak jak i dnia poprzedniego zaczynamy od odwiedzenia Biura Informacji Turystycznej, które cieszy się niezmienną popularnością. Zaraz za budynkiem biura wchodzimy na teren ogrodu pałacowego.
Zdjęcie. Widok z ogrodu w stronę oficyny pałacowej. Aktualnie mieści się w niej Biuro Informacji Turystycznej.
Niestety pora roku nie pozwala na podziwianie go w pełnej okazałości. Jednak i tak można pokrążyć po alejkach wśród klombów i tryskających wodą fontann tworzących oś widokową. Zresztą trochę dziwnie tryskających, z przerwami, jakby układ hydrauliczny musiał się napełnić co chwila, żeby fontanny mogły pracować przez następne kilka minut.
Zdjęcie. Rzeźby tworzące jedną z osi dzielących park pałacowy.Zdjęcie. Fontanna z Neptunem zamykająca centralną oś widokową parku.
Calviusberg
Nasz pierwszy punkt zainteresowania znajduje się na wzgórzu Calviusberg (352 m), trochę powyżej pałacu Blankenburg (Schloss Blankenburg), więc i tak musimy przejść obok niego. Warto zresztą. U jego podnóża znajduje się jeden z punktów widokowych z piękną panoramą leżącego poniżej miasta.
Zdjęcie. Panorama Blankenburga z punktu widokowego u podnóża pałacu.Zdjęcie. Schloss Blankenburg widok od strony głównego podjazdu.
Po minięciu pałacu wybieramy ścieżkę, która zaraz za nim ostro pnie się w kierunku naszego pośredniego punkt wędrówki. Samo wzgórze oferuje piękny widok na góry Harz. Nic dziwnego, że zostało wybrane na urządzenie rezydencji na jego szczycie. Niestety z ośmiokątnej, ośmiopokojowej konstrukcji z salonem w centrum do chwili obecnej nic nie zostało. Możemy tylko sobie wyobrazić jak to mogło wyglądać. Tu też zdobywamy naszą pierwszą pieczątkę tego dnia.
Zdjęcie. Panorama okolicy, widok z Calviusberg.
Nie zatrzymujemy się. Idziemy dalej w głąb gór w kierunku Otto Ebert Brucke. Przemieszczamy się uroczymi ścieżkami na zboczach wzgórz zaliczając kolejne punkty widokowe. Po drodze spotykamy nawet miejscowych grzybiarzy, ale sądząc po zawartości koszy i toreb chyba jest trochę ciężko z grzybami. Niedaleko naszego celu wypadu przy klifie Bilestein (Bielsteinklippe) trafiamy na inną skrzynkę niż dotychczas. Skrzynka jest w innym kolorze i zawiera stempel pamiątkowy. Oczywiście wbijamy go do naszego albumiku. Punkt widokowy urządzony na skraju klifu jest również wart uwagi.
Zdjęcie. Wejście na punkt widokowy na klifie Bilestein (Bielsteinklippe).
Od punktu widokowego zostało nam już tylko 300 metrów naszego celu wędrówki. Most przeznaczony wyłącznie dla ruchu turystycznego jest ciekawą konstrukcją przerzuconą nad przebiegającym poniżej szlakiem kolejowym. Tu zdobywamy drugą pieczątkę tego dnia.
Zdjęcie. Otto Ebert Brucke. Widok ze szlaku.
Kloster Michaelstein
W zasadzie możemy już wracać do kampera. Zakładane cele zostały osiągnięte. Tylko, że niedaleko stąd są kolejne dwie pieczątki. Nie możemy się powstrzymać. Ruszamy w kierunku klasztoru Michaelstein (Kloster Michaelstein). Będzie to już druga wizyta w tym miejscu. Poprzednio byliśmy tu podczas naszej pierwszej wizyty w górach Harz kilka lat temu.
Na teren klasztoru wchodzimy od strony znajdujących się poniżej stawów hodowlanych, nadal zarybionych ogromnymi karpiami i innymi rybami. Wydaje się, że mógłbyś je wyciągać rękoma ze stawu bez używania wędki. Oczywiście prościej będzie skorzystać z oferty pobliskich restauracji oferujących dania ze świeżych ryb.
Zdjęcie. Widok na pierwsze zabudowania klasztoru Michaelstein (Kloster Michaelstein) od strony stawów rybnych.
W okolicach stawów zdobywamy naszą trzecią numerowaną pieczątkę tego dnia. Kolejną natomiast znajdujemy w centrum zabudowań klasztornych. Jest to jednak pieczątka ze szlaku klasztornego. Znów kolejny temat do zbadania. Sam klasztor nie pełni już swojej roli. Stał się w większości multimedialnym muzeum. Wrzucasz monetę w kołowrotek i wewnątrz możesz posłuchać nastrojowej muzyki. Obiekt klasztoru wart jest jednak zobaczenia.
Zdjęcie. Klasztor Michaelstein (Kloster Michaelstein).
Regenstein
Szacujemy nasze możliwości i okazuje się, że możemy … zdobyć jeszcze dwie pieczątki… Totalne wariactwo.. Wijącą się ścieżką wzdłuż potoku Goldbach przechodzimy pod biegnącą na estakadzie autostradą A36 i idziemy w kierunku młynów Regenstein. W zasadzie, to odtworzonych ich pozostałości. Kolejne miejsce warte do odwiedzenia w trakcie wędrówki. Ładnie urządzony obiekt w środku lasu. Z kolejną zresztą pieczątką.
Zdjęcie. Szlak wzdłuż potoku Goldbach.Zdjęcie. Odrestaurowane koła młyna Regenstein.
Naszą ostatnią tego dnia pieczątkę zdobywamy u wejścia do pozostałości fortu Regenstein. Niestety nie wchodzimy na sam teren fortu. Zostało tylko pół godziny do jego zamknięcia. Nie ma więc to większego sensu. Zostawimy go na później, tym bardziej, że u jego podnóża znajduje się parking, który może stanowić punkt wypadowy do dalszego zwiedzania okolicy.
Zdjęcie. Główna brama do fortu Regenstein.
Na forcie Regenstein kończymy pełne atrakcji zwiedzanie okolic Blankenburga. Prostą drogą przez miasto idziemy w stronę naszego kampera. Chyba jednak nie chcemy jeździć po nieznanym terenie nocą. Zostajemy na kolejną noc w Blankenburgu. Zresztą i tak mamy opłacony postój.
Podsumowanie
W ciągu całego dnia nasz albumik z pieczątkami wzbogacił się o pięć numerowanych pieczątek, jedną ze szlaku klasztornego oraz jedną pamiątkową. Fajnie było.
Trasa wycieczki Blankenburg – klasztor Michaelstein – fort Regenstein – 17,7 km. Przewyższenie 432 m.
Jak w większości od kilku lat, tak i w tym roku mamy możliwość wykorzystania kilku dni wolnych w październiku. Rozglądamy się za jakaś lokalizacją na wypad i w sumie znów pojawiają się góry Harz w Niemczech. Niektórzy mogą się oburzyć, dlaczego znów góry za granicą, a nie nasze piękne rodzime. Mianowicie z kilku powodów.
Znów Harz. Dlaczego!?
Infrastruktura. Nie ukrywajmy, Niemcy są lepiej przygotowane na podróżnych korzystających z wypoczynku we własnych „ruchomych domkach”. Nawet poza tak zwanym wysokim sezonem turystycznym znajdę tam więcej punktów, w których mogę legalnie zatrzymać się, uzupełnić wodę, czy zrzucić zbędny ładunek.
Dojazd. W moim przypadku muszę tak, czy owak pokonać około 700 km w jedną stronę, żeby dotrzeć w miarę sensowne miejsce do zwiedzania. Do gór Harz ruszając z domu dojadę prawie cały czas drogami ekspresowymi lub autostradami. Od autostrady do punktu docelowego dzieli mnie maksymalnie 2 – 10 km dojazdu przyzwoitymi drogami.
Atrakcyjność. Góry Harz odwiedzamy często. Na przestrzeni ostatnich lat byliśmy tam już czterokrotnie. Trzy wypady jesienne i jeden na majówkę. I cały czas mamy gdzie chodzić.
W drodze
Tak więc ze wszystkich propozycji znów zostaje Harz. Wyruszamy w piątek późnym popołudniem. O dziwo jedzie się spokojnie. Na punkt kontroli granicznej w Niemczech wpadamy bezpośrednio, bez żadnej kolejki. Myśleliśmy nawet, że Niemcy skontrolują nas z nudów, jako poruszających się wybitnie przystosowanym do przerzucania emigrantów pojazdem, ale nawet tego im się nie chciało. Ograniczyliśmy tylko prędkość do nakazanej. Otworzyliśmy okna, nasze dwa z przodu, zgodnie z nakazem. Wszystkie inne było by trudno. Kontrolujący nawet nie poświęcili nam jakiejś uwagi. Jedziemy więc dalej. Jedzie się wręcz przyjemnie. Ruch ciężarówek bez przesady. Większość stoi na parkingach na odpoczynku. Na remontowanych odcinkach i przewężeniach nie ma mowy o korkach. Jedziemy płynnie. Za Berlinem zatrzymujemy się na kolację i krótkie rozprostowanie nóg.
Na nocleg i zresztą pierwszy punkt programu naszej wycieczki zatrzymujemy się w miejscowości Blankenburg. Mniej więcej na środku północnych stoków gór Harz. Jest to nasza druga wizyta w tym mieście. Tym razem zatrzymujemy się na parkingu dla kamperów przy ulicy Schnappelberg. Stajemy z boku miejsca przeznaczonego na kampery, ponieważ te są zajęte. Zajęty jest również parking dla kamperów kilkadziesiąt metrów dalej przy sklepiku Winter’s Baude. Świadczy to tylko o popularności miejsca.
Rano przestawimy się na zwolnione miejsce wśród kamperów.
Zdjęcie. Nirvana pośród innych kamperów na parkingu przy Schnappelberg.
Parking dla kamperów położony jest na niewielkim wzniesieniu i ma piękny widok na znajdujący na się szczycie przeciwległego wzgórza pałac Blankenburg (Schloss Blankenburg). W nocy zresztą ciekawie podświetlony.
Teufelsmauer
Pierwszy dzień zaczynamy od wizyty w biurze informacji turystycznej, które znajduje się w oficynie pałacowej, po przeciwnej stronie wjazdu na parking. Jest sobotni poranek, a w biurze sporo klientów.
Z biura obok naszego parkingu przechodzimy na drugą stronę ulicy w wylot ulicy Heidelberg. Tu zaraz na samym początku znajduje się punkt początkowy naszego szlaku po Diabelskim Murze (Teufelsmauer), bardzo ciekawej formacji skalnej, którą już wcześniej opisywałem .
Zdjęcie. Widoczne z lewej strony skały schody stanowią wejście na szlak przy wylocie ulicy Heidelberg.
Dosłownie kilkadziesiąt metrów po wejściu na szlak już jesteś na skalnym podłożu i masz pierwszy punkt widokowy na pałac i położone poniżej miasto. Jest trochę ludzi na szlaku, ale bez przesady. Tłoczniej robi się po kilkuset metrach w pobliżu punktu widokowego umiejscowionego na szczycie formacji skalnej Großvaterfelsen z którego rozpościera się piękny widok na okolicę. W tym miejscu uzbrój się w trochę cierpliwości. Miejsca na górze jest mało, a chętnych do wejścia dużo. Do tego trzeba trochę przeciskać się w ciasnym przejściu.
Zdjęcie. Widok z dołu na punkt widokowy na Großvaterfelsen.Zdjęcie. Trochę ciasno na punkcie widokowym Großvaterfelsen.
Wracamy na szlak i tu zdobywany naszą pierwszą pieczątkę do naszej książeczki Wanderpress, o której już pisałem w tym wpisie.
Hamburger Wappen
Naszym dzisiejszym celem jest formacja skalna Hamburger Wappen na wysokości miejscowości Timmenrode. Idziemy szlakiem u podnóża Diabelskiego Muru. Żadna sensacja jeśli chodzi o przejście. Bardzo fajny, łatwy szlak biegnący skrajem lasu z widokiem na okoliczne wzgórza w jesiennej tonacji. Sielankę może zakłócać przebiegająca poniżej szosa, ale da się ją zignorować. Oczywiście po drodze można odsapnąć na jednej z licznie rozstawionych przy szlaku ławek.
Zdjęcie. Typowy przebieg szlaku u podnóża Diabelskiego Muru.
Hamburger Wappen nas zaskakuje. Jeden wielki piknik. Na stolikach impreza, nie powiem pełna kultura. Większość ławek zajęta. Ludzie na samym szczycie góry. Nie wiadomo jak tam wleźli.
Zdjęcie. Piknik przy Hamburger Wappen.Zdjęcie. Hamburger Wappen w całej okazałości.
Obok, kilkunastu kierowców terenówek RC, czyli zdalnie kierowanych modeli pojazdów, próbuje zdobyć kolejne poziomy skałek swoimi pojazdami. Wszystko to nie jest przygniatające. Znajdziesz miejsce dla siebie. Na pewno popularność miejsca jest spowodowana bliskością Timmenrode, które leży bezpośrednio u podnóża formacji. Tu też zdobywamy kolejną pieczątkę.
Zdjęcie. Dzielne pojazdy RC pokonujące kolejne wyzwania.
Odrywamy się trochę od ludzi. Idziemy ścieżką w głąb formacji skalnej. Schodząc kilka metrów w bok od ścieżki wejdziesz na skałę z pięknym widokiem na okolicę. Okrążamy całą formację. Na dole w lesie trafiamy na owocujące kasztany jadalne. Napełniam garścią znalezionych owoców kieszeń. Będzie można później je przerobić.
Zdjęcie. Dywanik z jadalnych kasztanów.
Po małym podejściu ponowie wchodzimy w zasięg Hamburger Wappen. Tym razem wchodzimy od strony groty (Kuhstall). Bardzo fajny twór skalny do zwiedzenia.
Zdjęcie. Grota Kuhstall.
Diabelski Mur ponownie
Na górze robimy krótki odpoczynek i planujemy trasę powrotną. W zasadzie nie ma co planować. Spośród wielu ścieżek jedna się wyróżnia. Biegnie ona szczytem Diabelskiego Muru. Zresztą i tak od początku przewidywaliśmy jej pokonanie.
Zanim jednak zaczniemy musimy przejść jeszcze jakiś kilometr. W połowie trasy trafiamy na dziwny obiekt. Wąskie schody w ścieżce. Trochę niebezpieczne, bo bez żadnych zabezpieczeń. Tak po prostu dziura na skraju ścieżki. Okazuje się, że prowadzi ona do ulokowanego pod ścieżką małego schronu turystycznego z oknem na dolinę. Schron został wybudowany w 1934 roku przez zatrudnionych do tego celu bezrobotnych. W każdym razie spełnia swoją rolę do dzisiaj, chociaż może teraz bardziej stanowi atrakcję, niż rzeczywiste schronienie.
Zdjęcie. Zejście do schronu turystycznego pod ścieżką.Zdjęcie. Widok ze schronu na okolicę.
W okolicach Schutzhütte Sautrog znajduje się wiata turystyczna. Miejsce stanowi punkt styku kilku szlaków zbiegających się w nim. Stąd też zaczyna się, lub dla niektórych kończy szlak nr 9 biegnący wspólnie z 8 górą Diabelskiego Muru. Od tego miejsca masz do pokonania ponad 1,5 kilometrową trasę pełną atrakcji.
Zdjęcie. Tak się zaczyna szlak na Diabelski Mur.
Przejścia po schodkach, pomiędzy wąskimi przejściami w skałach, zabezpieczenia z barierek. Jednak wszystko bezpieczne i co najważniejsze z pięknymi widokami w trakcie jej pokonania. Zejście kończymy inną ścieżką wychodzącą w głębi ulicy Heidelberg.
Zdjęcie. Bardzo ciekawy przebieg szlaku na Teufelsmauer.
Nie kończymy dnia. Po krótkim odpoczynku idziemy w stronę pałacu. Przecież tam pod nim znajduje się kolejna pieczątka. To się zaczyna robić chyba jakąś fobią. Człowiek zaczyna latać za pieczątkami do książeczki. Przyznaję, że jest to jednak niegroźne. Mogą tylko trochę potem boleć nogi, ale to chyba pozytywny objaw aktywnie spędzonego dnia. Oczywiście nie możemy pominąć przejścia przez starszą część miasta z typową szachulcową zabudową. Wszystko jest naturalne, niczym nie upiększone i sztuczne.
Zdjęcie. Plac przed ratuszem w Blankenburgu.
Na tym kończymy nasz dzień. Po małych zakupach w pobliskim markecie sieci EDEKA, gdzie mieliśmy rozbiegane oczy od różności towarów, udajemy się na zasłużony odpoczynek do kampera.
Kasztany jadalne
Kasztany jadalne u nas nie są często wykorzystywane w kuchni w przeciwieństwie do naszych zachodnich sąsiadów bliższych i dalszych. Mam na myśli Niemcy i Francję, czy Włochy. Tam w trakcie wędrówki mamy okazję spotkać często wiekowe drzewa kasztanowe. Od typowych naszych kasztanów łatwo je odróżnić. Nasz ma skórkę z wystającymi grubymi igłami. Igły kasztana jadalnego są delikatne i przypominają małego jeża. Owoc jest w większości wypadków spłaszczony, przynajmniej z jednej strony. Kasztany jadalne mają szerokie zastosowanie w kuchni. Z mąki z kasztanów robi się różnego rodzaju wyroby np. naleśniki.
My robimy kasztany na patelni wg następującego przepisu:
kasztany przełóż do naczynia. Zalej je wodą. Dodaj łyżeczkę soli. Pozostaw w takiej kąpieli na 10 minut,
po 10 minutach wyjmij je z zalewy i umyj dokładnie,
natnij każdy owoc jednym cięciem nie przecinając go. Wspomóż się dwiema deseczkami lub plastikową nakrętką do której włożysz kasztan,
przełóż nacięte kasztany do rondelka. Zalej je wodą, tylko zakrywając. Dodaj trzy łyżeczki cukru i trzy łyżki oleju,
duś kasztany do odparowania wody, a potem wymieszaj i smaż jeszcze przez chwilę,
twoje kasztany są gotowe. Smacznego. Prawda, że proste. Oczywiście jemy bez łupinki.
Podsumowanie
Koszt postoju na parkingu – 6,00€/dobę. Płatne w automacie monetami. Jeszcze coś pisało na tabliczce obok chyba o opłacie klimatycznej 2,50€ płatnej w Biurze Informacji Turystycznej, ale to było napisane w żadnym ze zrozumiałych języków, dla mnie.
Koszt 1kW prądu – 1,00 €. Płatne monetami.
Banknoty na monety możesz rozmienić w Biurze Informacji Turystycznej.
Trasa wycieczki Blankenburg – Hamburger Wappen – 8,0 km. Przewyższenie 277 m.