Zaczynamy wakacje. Plany są ambitne, a czasu na ich realizację niewiele. Ja w zasadzie wpadam w wyjazd prosto z marszu oderwany od biurka. Małżonka jest już tydzień na wakacjach. Ja ten czas poświęcam zakupom, oczywiście tym niezbędnym i tym mniej potrzebnym. Na te wakacje przewiduję dodatkowe atrakcje, ale nie wszystko na raz. Będę dawkować informacje. Nie zdradzę wszystkiego w pierwszym wpisie.
Udaje nam się zebrać wszystko z samego rana. Przynajmniej tak sądzimy. Wbrew pozorom wymagało to trochę wysiłku. Startujemy o miarę rozsądnej godzinie, jeszcze przed południem. Plan na pierwszy dzień, to skok na ponad 700 km.
Czyżby falstart!?
Teraz dopiero jak ruszyliśmy pojawiają się pierwsze problemy. Zaczęło się kół. Dokładniej od jednego. Muszę co kilkadziesiąt kilometrów i poprawiać dokręcenie śrub. Dopiero za kolejnym razem, jak piasta koła i śruby osiągnęły odpowiednią temperaturę przechodzi jak ręką odjął. Zapominam o kole.
W międzyczasie jednak zauważam, że moja lodówka nie przechodzi w trybie automatycznym na zasilanie gazem. Szybka weryfikacja i okazuje się, że skończył się gaz. Na dodatek w butli, w której teoretycznie powinien być. Nie pozostało nic innego jak zaopatrzyć się w gaz na terenie Niemiec. Czyli pojawia się pierwszy wydatek na naszej wakacyjnej trasie. Na szczęście korzystamy z niemieckiej butli gazowej, więc nie będzie większych problemów z wymianą.
Jeszcze przed granicą ostatnie tankowanie do pełna za złotówki i wjeżdżamy do Niemiec. No nie tak całkiem. Trzeba odstać swoje w korku do kontroli po niemieckiej stronie granicy. Na szczęście korek zaczynał się dokładnie przed Odrą i miał około kilometra, ale swoje trzeba odstać.
Ponieważ jest sobota i ruch ciężarówek niewielki, więc w stronę Berlina przemieszczamy się w miarę sprawnie. Po butlę z gazem jedziemy do marketu jednej ze znanych również u nas sieci marketów budowalnych. Dla nas to najpewniejszy punkt zaopatrzenia w gaz. Pod Berlinem odbijamy kilometr w bok. Na zjeździe mijamy akcję służb ratunkowych przy rozbitym wozie. Nie wygląda to dobrze. Zaopatrujemy się w pełną butlę gazu i ruszamy dalej. Nie tak szybko. Okazało się, że w związku z wypadkiem, który mijaliśmy wcześniej .. zamknięto nam zjazd. Nie pozostało nic innego, jak szukać objazdu. W ten oto sposób przez godzinę tułamy się po pod berlińskich miejscowościach zanim wyjedziemy na naszą autostradę.
Strefa kibica
Dalej już bez przeszkód docieramy do naszego pierwszego postoju w Eisenach. Miejsce już opisywałem. Zatrzymaliśmy się tam w trakcie naszego wyjazdu na ferie w 2024 roku.

Tam trafiamy na prawdziwą strefę kibica. Akurat trwa kolejny mecz Euro 2024 Dania – Niemcy. Pomiędzy dwoma kamperami ustawiono 50 calowy telewizor wokół którego zgromadziła się rzesza kamperowych kibiców z właścicielem obiektu na czele. Niemcy wygrali. Chociaż po kibicach nie było widać zadowolenia.

Mi udaje się ustawić telewizję, a dokładniej odszukać kanały po zmianach na satelicie. Jednak i tak brakuje dwóch programów. Trudno będziemy musieli jakoś to przeżyć.
Noc mija spokojnie.
Podsumowanie
- Przejazd do Eisenach – 723 km.
- Koszt postoju dla dwóch osób w Eisenach – 15,00€.