Wakacje 2024 – Dzień 4 – Grindelwald – First

Dzisiaj zdobywamy Firsta, ale nie z wykorzystaniem kolejki linowej

Zaczynamy kolejny dzień w Grindelwaldzie. Poranek nie zapowiada dobrej pogody. Jest szaro. Okoliczne szczyty górujące nad miejscowością do połowy skryte są w chmurach. Liczymy jednak na poprawę pogody.

Nauczyliśmy się już korzystać z lokalnych linii autobusowych i z wykorzystaniem linii 121 z okolic terminala kolejki linowej jedziemy do centrum miejscowości, żeby po chwili przesiąść się do autobusu linii 128.

Grosse Scheidegg

Dzisiaj naszym celem jest First, ale nie w wersji dla leniwców, czyli z wykorzystaniem kolejki linowej. Autobusem linii 128 jedziemy do przystanku Grosse Scheidegg. Jesteśmy z zasadzie jedynymi pasażerami autobusu.

Droga robi wrażenie. Nie chciałbym tam się znaleźć nawet z osobówką, nie mówiąc o kamperze. Autobus porusza się całą szerokością jezdni. Napotkani piesi schodzą głęboko na pobocze. Wymijanie rowerzystów to zupełny koszmar. Mijanie z pojazdami kończy się często jazdą na wstecznym biegu na najbliższego szerszego odcinka drogi. Widać jednak wyrozumiałość ludzi.

Z każdym kolejnym zakrętem widoczność staje się coraz bardziej ograniczona. Na Grosse Scheidegg jesteśmy już prawie na 2000 m.n.p.m. Jesteśmy w chmurach. W zasadzie widać coś w odległości 200 metrów. Przynajmniej teraz nie ma co liczyć na jakieś widoki.

W stronę First ruszamy z wykorzystaniem Romantikweg. Droga szeroka, stanowiąca ciąg pieszo-rowerowy. Niestety z tego romantyzmu nic nie widać.

Hohenweg 2400

Nie ułatwiamy sobie drogi. Schodzimy z drogi na Hohenweg 2400. Nie jest to najprostsza droga na First, ale za to dużo ciekawsza.

Ledwie zeszliśmy z drogi, a już przeprawiamy się po nowej kładce przerzuconej nad rwącym potokiem. Kilkadziesiąt metrów niżej zauważamy starą kładkę zniesioną przez wodę. Podziwiamy siłę wody jaka musiała przemieścić tak ciężką konstrukcję opartą na stalowych legarach.

W przedmuchach chmur pojawia się coraz więcej szczegółów terenu. Nawet daje się zauważyć otaczające nas szczyty.

Widać, że ścieżka jest przygotowana również dla młodszych turystów. Przy ścieżce co kilkaset metrów można napotkać ustawione w jej pobliżu drewniane rzeźby świstaków, kozic, puchaczy i innych zwierząt. Co chwila słychać ostrzegawcze gwizdy świstaków. Zatrzymując się na chwilę można nawet obserwować je przemieszczające się po terenie.

Zdjęcie. Drewniane rzeźby przy szlaku.

Zdjęcie. Jak będziesz uważanie się rozglądać, to możesz spotkać na szlaku baraszkujące świstaki i pasące się kozice.

First

Widać, że zbliżamy się do First. Na ścieżce spotykamy dwie pary starszych Azjatów. Po powitaniu już wiem, że mamy do czynienia z Japończykami. Przywitali się tradycyjnym Konichua z pełnym ukłonem. Odpowiedziałem tak samo w sumie to odruchowo, sam byłem zaskoczony. Rzadki widok. Pełen szacunek. Dużo młodsi od nich rzadko kiedy oddalają się od obiektu do którego przybyli. Oni na pewno byli ponad pół kilometra od First.

Zaczyna się ruch. Pojawia się coraz więcej turystów. I my również zaczynamy więcej widzieć. Spomiędzy chmur zaczynają się pojawiać kolejne fragmenty gór.

No i oczywiście First. Przez krótką chwilę obserwujemy jedną z atrakcji serwowanych na First. Jest to przejażdżka w dół będąc zawieszonym pod liną z prędkością ok 80 km/h. Sądząc po piskach na całą okolicę musi robić wrażenie.

Na First nie wchodzimy od strony restauracji. Idziemy w stronę końca stacji. Teoretycznie zgodnie z niektórymi mapami tam jest wejście na jednokierunkową kładkę zwieszoną na pionowej skale góry. Piszę teoretycznie, ponieważ nigdzie nie zauważyłem jakichś znaków kierunkowych. I tu jest pewien problem. Z braku kierunkowości kładka co chwila się zapycha się w najbardziej newralgicznych miejscach. Do tego jeszcze przymusowe postoje, przecież trzeba dobrze zapozować do zdjęcia w mediach społecznościowych. Jednak nie jest to istotne. Przejście kładką polecam wszystkim.

Rozpogodziło się trochę, więc pojawił się piękny widok na dolinę w stronę Grindenwaldu. Z racji ukształtowania terenu widać tylko cześć miejscowości, ale i tak jest co podziwiać. Do tego dochodzą emocje z racji zawieszania kładki nad przepaścią. W mojej ocenie jest fajniej niż pokonanie specjalnie przygotowanej ścieżki Thrill Walk na pobliskim Birg. Tam było za bezpiecznie, za dużo zabezpieczeń. Tu masz tylko oddzielającą cię od przepaści poręcz.

Dochodzimy do „ślimaka” ścieżki wiodącego do wysuniętej kładki widokowej. Jednak po chwili oczekiwania w kolejce rezygnujemy. To nie ma sensu. Każdy stojący w kolejce liczy na piękne ujęcie, a kolejka nie posunęła się nawet o jedną osobę. Może następnym razem będzie okazja.

Waldspitz

Wracamy z powrotem na początek ścieżki żeby skorzystać z urządzonego tam punktu widokowego. I znów jest co podziwiać. Niestety mam pecha. Potykam się na stopniu podestu i walę się kolanem na kratę podestu. Czuję wilgoć na kolanie, czyli nie jest dobrze. Na szczęście przydaje się noszona ze sobą apteczka. Z kolanem wszystko w porządku, tylko trochę pokiereszowana skóra.

Niestety musimy skrócić wycieczkę. Za niecałą godzinę mamy autobus z Waldspitz. Schodzimy stromym zejściem z First.

Wraz ze schodzeniem ścieżka robi się coraz bardziej cywilizowana zamieniając się w pewnym momencie w szeroką drogę. Czy chcesz, czy nie i tak przystajesz momentami, żeby chłonąć roztaczający się widok na dolinę i góry po przeciwległej stronie.

Do autobusu przychodzimy z zapasem czasu. Przed restauracją oczekuje już kilka osób

Streszczenie dnia na zamieszczonym filmie:

Podsumowanie

  • Trasa wycieczki – Grosse Scheidegg – First – Waldspitz – 8,8 km. Przewyższenie 406 m , spadek 456 m.

Wakacje 2024 – Dzień 2 – Ciągle w drodze

Ciągle w drodze, ale dzisiaj będziemy już na miejscu

Pobudka. Śniadanie. Szybka obsługa kampera i ruszamy w dalszą drogę. Jest jeszcze chwila na podziwianie z daleka zamku Wartburg górującego nad okolicą. Wabi nas. Może następnym razem.

Zdjęcie. Zamek Wartburg z okolic parkingu dla kamperów w Eisenach.

Nie dyskutuj z nawigacją i tak wyprowadzi Cię w maliny

Ruszamy dalej, a ja znów próbuję dogadać się z moją nawigacją, która żyje własnym życiem. Otóż twierdzi, że znajdujące się przed nami remontowane odcinki autostrad są .. zamknięte! Nie za bardzo jej wierzę i trzymam się lokalsów. I co!? Okazuje się, że można normalnie przejechać. Z tego wszystkiego nawigacja odegrała się później na mnie i w połowie trasy władowała mnie bez ostrzeżenia w korek, gdzie musiałem swoje odstać.

Ponieważ jedziemy autostradą A5 więc jak zwykle mamy problem z zatrzymaniem się na postój. Na pierwszych trzech parkingach tylko zwalniamy nie zatrzymując się. Wszystko parkingi zabite ciężarówkami. Udaje się na czwartym. Co ciekawe zatrzymujemy na tym samym parkingu co 4 miesiące temu, dokładnie o długość kampera dalej niż ostatnio.

Za chwilę wyjaśni się gdzie zaczynamy

Startujemy dalej autostradą A5. Jeśli czytałeś Drogi Czytelniku poprzednie wpisy, zawiodę Cię. Tym razem nie będę skręcał w autostradę A36 w kierunku Francji, ponieważ naszym celem jest .. Szwajcaria.

Tym razem wakacje zaczynamy od wysokiego C. Nie robimy żadnej rozgrzewki w mniejszych górkach Zaczynamy od poważnych GÓR.

Jedziemy w kierunku Bazylei, ale przed nią odbijamy w bok i przez Rheinfelden wjeżdżamy do  Szwajcarii. Na granicy zwalniamy nie zatrzymując się na znaku stop, ponieważ szwajcarski strażnik graniczny macha żeby jechać dalej. I tak muszę za chwilę zatrzymać się na najbliższej stacji paliw, żeby wykupić winietę. Oklejeni winietą ruszamy z werwą dalej, żeby … za chwilę utknąć w korku. Jazda po szwajcarskich autostradach nie należy do przyjemności, ale jest niezbędna, a czasem jest nawet emocjonująca. W każdym razie udaje nam się ominąć Berno oraz Thun i zbliżamy się do Interlaken.

Stąd już tylko rzut beretem dzieli nas od pierwszego celu podróży .. miejscowości Grindelwald. Jest to nasza kolejna wizyta w tej okolicy. Kilka lat temu odwiedziliśmy sąsiednią dolinę Lauterbrunnen.

Kilka kilometrów przed Lauterbrunnen odbijamy w lewo. Wąską, typową dla tych terenów drogą pniemy się powoli coraz wyżej. Na szczęście nasz kamping znajduje się prawie na wjeździe do miejscowości.

Camping Eigernordwand

Meldujemy się na Campingu Eigernordwand. Załatwiamy wszelkie formalności. W ramach pobytu otrzymujemy kartę gościa. Karta gościa upoważnia do korzystania z bezpłatnej komunikacji w obrębie miejscowości przy korzystaniu z linii 121, 122 i 123. Są jeszcze trzy dodatkowe linie, ale o nich będzie w kolejnych wpisach. Więcej informacji o korzyściach karty gościa możecie sprawdzić na bieżąco na stronie internetowej.

Kamping składa się z trzech części. Hotelu z restauracją, części z ustawionymi na stałe przyczepami kampingowymi oraz części kampingowej. W zasadzie panuje tam dowolność w rozbiciu się na pobyt. Chociaż właściciel próbuje to opanować zwłaszcza, że teren jest po opadach miejscami błotnisty. Dla pojazdów zabezpieczone są drewniane najazdy z których można skorzystać. Nie dość, że niwelują nierówności terenu, to jeszcze zapobiegają nadmiernemu zapadaniu się pojazdu w trawie. W mojej ocenie lepiej sprawdzają się niż fabryczne, plastikowe. Radzę z nich skorzystać.

Oczywiście na terenie kampingu znajduje się blok sanitarny. Jest jeden i do tego nowy. W pełni spełnia swoją rolę, a nawet więcej. Chociaż to więcej, można uznać za wadę. Mianowicie, na terenie kampingu dostępna jest bezpłatna sieć Wi-Fi. Dokładniej jest dostępna w dwóch miejscach. Przy recepcji i przy … bloku sanitarnym. W ten oto sposób blok sanitarny i ustawiona pod nim ławeczka staje się centrum spotkań towarzyskich. Przechodząc do wady. Niektórzy z tego powodu nadmiernie okupują toalety. W sumie przecież nie można zabronić.

Po rozstawieniu się mamy jeszcze chwilę. Ruszamy więc na mały spacer po okolicy. Pomimo zalegających nisko chmur jest pięknie i liczymy na więcej. Dodatkowo prawie po sąsiedzku znajduje się stacja Wengernalpbahn, najdłuższej kolei zębatej na świecie.

Zdjęcie. Zjeżdżający z gór pociąg Wengernalpbahn. Po środku torowiska widoczna trzecia szyna zębata.

Z drugiej strony znajduje się duży terminal stacji kolejek linowych Eiger Express oraz Mannlichenbahn. Jest w czym wybierać tym bardziej, że atrakcji jest więcej.

Podsumowanie

  • Przejazd Eisenach – Grindelwald – 681 km.
  • Koszt winiety szwajcarskiej – 40,00 CHF.

Wskazówki

  • W Grindelwald odkryliśmy trzy kampingi. Drugi jest mniejszy i wymaga wcześniejszej rezerwacji, a trzeci jest trochę dziwny. Będzie o tym w dalszym wpisie.
  • Camping Eigernordwand nie przyjmuje podróżujących z psami.

Wakacje 2024 – Dzień 1 – W drodze

Zaczynamy wakacje. Musimy racjonalnie gospodarować czasem, a tego jest niewiele

Zaczynamy wakacje. Plany są ambitne, a czasu na ich realizację niewiele. Ja w zasadzie wpadam w wyjazd prosto z marszu oderwany od biurka. Małżonka jest już tydzień na wakacjach. Ja ten czas poświęcam zakupom, oczywiście tym niezbędnym i tym mniej potrzebnym. Na te wakacje przewiduję dodatkowe atrakcje, ale nie wszystko na raz. Będę dawkować informacje. Nie zdradzę wszystkiego w pierwszym wpisie.

Udaje nam się zebrać wszystko z samego rana. Przynajmniej tak sądzimy. Wbrew pozorom wymagało to trochę wysiłku. Startujemy o miarę rozsądnej godzinie, jeszcze przed południem. Plan na pierwszy dzień, to skok na ponad 700 km.

Czyżby falstart!?

Teraz dopiero jak ruszyliśmy pojawiają się pierwsze problemy. Zaczęło się kół. Dokładniej od jednego. Muszę co kilkadziesiąt kilometrów i poprawiać dokręcenie śrub.  Dopiero za kolejnym razem, jak piasta koła i śruby osiągnęły odpowiednią temperaturę przechodzi jak ręką odjął. Zapominam o kole.

W międzyczasie jednak zauważam, że moja lodówka nie przechodzi w trybie automatycznym na zasilanie gazem. Szybka weryfikacja i okazuje się, że skończył się gaz. Na dodatek w butli, w której teoretycznie powinien być. Nie pozostało nic innego jak zaopatrzyć się w gaz na terenie Niemiec. Czyli pojawia się pierwszy wydatek na naszej wakacyjnej trasie. Na szczęście korzystamy z niemieckiej butli gazowej, więc nie będzie większych problemów z wymianą.

Jeszcze przed granicą ostatnie tankowanie do pełna za złotówki i wjeżdżamy do Niemiec. No nie tak całkiem. Trzeba odstać swoje w korku do kontroli po niemieckiej stronie granicy. Na szczęście korek zaczynał się dokładnie przed Odrą i miał około kilometra, ale swoje trzeba odstać.

Ponieważ jest sobota i ruch ciężarówek niewielki, więc w stronę Berlina przemieszczamy się w miarę sprawnie. Po butlę z gazem jedziemy do marketu jednej ze znanych również u nas sieci marketów budowalnych. Dla nas to najpewniejszy punkt zaopatrzenia w gaz. Pod Berlinem odbijamy kilometr w bok. Na zjeździe mijamy akcję służb ratunkowych przy rozbitym wozie. Nie wygląda to dobrze. Zaopatrujemy się w pełną butlę gazu i ruszamy dalej. Nie tak szybko. Okazało się, że w związku z wypadkiem, który mijaliśmy wcześniej .. zamknięto nam zjazd. Nie pozostało nic innego, jak szukać objazdu. W ten oto sposób przez godzinę tułamy się po pod berlińskich miejscowościach zanim wyjedziemy na naszą autostradę.

Strefa kibica

Dalej już bez przeszkód docieramy do naszego pierwszego postoju w Eisenach. Miejsce już opisywałem. Zatrzymaliśmy się tam w trakcie naszego wyjazdu na ferie w 2024 roku.

Tam trafiamy na prawdziwą strefę kibica. Akurat trwa kolejny mecz Euro 2024 Dania – Niemcy. Pomiędzy dwoma kamperami ustawiono 50 calowy telewizor wokół którego zgromadziła się rzesza kamperowych kibiców z właścicielem obiektu na czele. Niemcy wygrali. Chociaż po kibicach nie było widać zadowolenia.

Mi udaje się ustawić telewizję, a dokładniej odszukać kanały po zmianach na satelicie. Jednak i tak brakuje dwóch programów. Trudno będziemy musieli jakoś to przeżyć.

Noc mija spokojnie.

Podsumowanie

  • Przejazd do Eisenach – 723 km.
  • Koszt postoju dla dwóch osób w Eisenach – 15,00€.

Harz jesienią 2024 – Altenau

Kończy się nasz pobyt w górach Harz, ale to tylko powód, żeby jeszcze coś zobaczyć

Przed nami ostatni dzień naszego jesiennego wypadu w góry Harz. Jeszcze jesteśmy na parkingu Romkerhall, w środku gór, na południe od miejscowości Oker, nad rzeką o tej samej nazwie.

Noc minęła spokojnie. Ruch na przebiegającej obok szosie nie przeszkadzał we śnie. Zapowiada się kolejny piękny dzień w Romkerhall. Postanawiamy jeszcze chwilę zostać w dolinie tym bardziej,  że wabi nas górujący nad parkingiem Ahrendsberger Klippen (586 m). Na teraz przewidujemy tylko tę atrakcję.

Ahrendsberger Klippen

Szlak zaczyna się od przejścia przez teren hydroelektrowni. Mapy są trochę nie aktualne na samym początku, więc trzymaj się znaków szlaków. Nie licz na ulgę. Szlak na szczyt wzgórza pnie się cały czas pod górę. Masz więc często szansę na podziwianie otoczenia, którego z każdym kolejnym metrem przewyższenia pojawia się coraz więcej. Szlak prosty do przejścia w zasadzie nie ma gdzie zabłądzić, chociaż mi się z rozpędu udało przejść kilkadziesiąt metrów po nieprawidłowej ścieżce. Po prostu szło się dobrze. I w tym miejscu przydałoby się francuskie oznakowanie szlaku o złym kierunku. Wtedy wszystko było by jasne. O czym mowa? Opis tego oznakowania można znaleźć w moim wcześniejszym wpisie.

W każdy razie udaje na nam się dotrzeć na punkt widokowy na szczycie Ahrendsberger Klippen. Wbrew pozorom nie jesteśmy sami. Co chwila ktoś się pojawia. Jesteśmy trochę rozczarowani. Liczyliśmy na widok na południe w stronę sztucznego zbiornika wodnego Okerstausee utworzonego ze spiętrzenia wód rzeki Oker. Jednak tego ten punkt widokowy nie oferuje. Za to na północ widok jest piękny. Dzisiaj możemy z góry podziwiać początek naszej wędrówki w okolicach wodospadu  Romkerhaller Wasserfall.

W tym miejscu oczywiście nie mogę pominąć faktu, że na górze wbijamy kolejną pieczątkę do naszej książeczki Wanderpass .

Nie przeciągamy naszego pobytu na szczycie Ahrendsberger Klippen. Po krótkim odpoczynku zaczynamy schodzenie w kierunku parkingu. Wybieramy alternatywną drogę prowadzącą przez tzw. Kniepweg. Znajdziesz jej przebieg na mapie umieszczonej w podsumowaniu wpisu.

Po drodze mijamy nawet rowerzystów wjeżdżających od tej strony na skałę. Więc droga powrotna, przynajmniej w części, jest znacznie łatwiejsza niż podejście. Z Kniepweg schodzimy w lewo ścieżką w kierunku naszego parkingu. Po pewnym czasie wchodzimy na znany z podejścia odcinek szlaku, którym wracamy do kampera.

Na miejscu okazało się, że parking jest zapełniony w pełni. Obok nas ustawił się kamper. Widać więc, że miejsce jest popularne.

Altenau

Dopada nas proza życia. Lampa ostrzegawcza kasety toalety zaczyna mrugać. Czas więc pomyśleć o obsłudze kampera. W zasadzie tylko to nas boli. W każdym razie trzeba rozejrzeć się za punktem obsługi.

Najbliższy taki znajduje się zaledwie kilka kilometrów na południe od nas w miejscowości Altenau. Jedziemy więc wzdłuż doliny rzeki Oker. Oceniamy, że okolice zbiornika wodnego na rzece również są warte zatrzymania się w przyszłości. Miedzy innymi dlatego tak jeździmy. Już teraz sprawdzamy, czy teren nadaje się na późniejszy wypad.

W Altenau udajemy się na Wohnmobilstellplatz Alter Bahnhof Altenau. Jest to prywatny parking utworzony na przyległym do starego dworca kolejowego terenie.

Ledwie stanęliśmy pod stacją sanitarną na wjeździe do obiektu, a już pojawiła się właścicielka placu. Udaje nam się porozumieć „międzynarodowym” angielskim. Meldujemy się na pobyt na jedną noc. Pani przy stacji sanitarnej wyjaśnia nam wszystko po kolei co należy zrobić, wcisnąć, żeby wszystko zadziałało jak należy. W każdym razie uwolnieni od zawartości kasety i zbiornika szarej wody z uzupełnionym zapasem świeżej wody wybieramy sobie miejsce na postój na placu, a tego jest dużo.

Miejsce ładnie położone na zboczu góry, z widokiem na miejscowość. Bezpośrednio z parkingu możesz wejść na szlak turystyczny przebiegający po śladzie zlikwidowanej linii kolejowej z którego możesz dalej zagłębiać się kolejne obszary gór Harz.

My idziemy przez miejscowość w stronę punktu widokowego Kote Brockenblick. Zgadnijcie dlaczego tam!? Przecież tam jest kolejna pieczątka do naszego zbioru. Sama miejscowość jest ładna, zadbana. Widać wielu turystów. Jedną z atrakcji są baseny termalne. My akurat nie skorzystaliśmy z tej formy wypoczynku.

W miejscowości na uwagę zasługuje kościół ewangelicki o którym pierwsze wzmianki pojawiają się około 1520 roku. Ten jednak nie przetrwał do czasów współczesnych. Za to za każdym razem było to obiekt drewniany. Obecną bryłę i wygląd uzyskuje po kolejnym remoncie zakończonym w 2006 roku. Obiekt jest wpisany do rejestru zabytków.

Okazuje się Altenau na swój własny system pieczątek. Wracając do kampera namierzamy dwie skrzynki. Spotkał nas jednak zawód. Skrzynki są. Pieczątki są. Tylko nie ma gumek ze wzorem. Żadnej. Widocznie znalazł się jakiś amator. Trudno, trzeba będzie tu wrócić.

Noc na parkingu, zresztą oddalonym od miejscowości mija spokojnie.

Skrót z dnia na poniższym filmie:

Powrót

Niestety kończy się nasz pobyt w górach Harz. Dzisiaj wyjątkowo zgadzam się moja nawigacją, co do zaproponowanej trasy. Jedziemy z Altenau w kierunku centrum gór Harz. Dla nas to znów rozpoznanie tym bardziej, że przejeżdżamy przez Torfhaus, który od pewnego czasu jest w naszych planach.

Przez Bad Harzburg wjeżdżamy na autostradę w A36, którą jedziemy na północ w kierunku Brunszwiku. Przed samym miastem odbijamy w kierunku Berlina i granicy z Polską. Niestety powrót nie był tak przyjemny jak droga w tę stronę. Trzeba było odstać swoje w kolejnych przewężeniach spowodowanych robotami na autostradach.

Podsumowanie

  • Przejazd Romkerhall – Altenau – 10 km.
  • Koszt postoju na parkingu Romkerhall – bezpłatnie,
  • Koszt postoju na Wohnmobilstellplatz Alter Bahnhof Altenau – 19,80€ z podatkiem miejskim za dwie osoby. Do tego jeśli skorzystasz:
    • Koszt opróżnienia kasety toalety – 1,00€.
    • Koszt wody – 1,00€ za 100l (0,10€ za 10l)
    • Koszt zużytego 1kW prądu – 1,00€.
  • Trasa wycieczki Romkerhall – Ahrendsberger Klippen – 5,5 km. Przewyższenie 269 m.
  • Trasa wycieczki Altenau – 4,2 km. Przewyższenie 158 m.

Podsumowanie jesiennego wypadu

  • W podróży byliśmy pełnych pięć dni plus popołudnie wyjazdowe w piątek.
  • Przejechaliśmy kamperem – 1331 km.
  • Przeszliśmy na nogach – 37,3 km.
  • Koszt noclegów wyniósł – 31,80€.
  • Łączny koszt wyjazdu zamknął się kwotą – 1356,20 zł
  • Kolejny bardzo fajny wypad w góry Harz. Czekamy na następny.

Wskazówki

Według nas trochę dziwnie jest z pobytem na  Wohnmobilstellplatz Alter Bahnhof Altenau. Oprócz opłaty za postój musisz płacić za każdą usługę. Zrzut wody płatny, opróżnienie kasety płatne, prąd płatny. Wydaje się, że dla osób korzystających z pobytu takie usługi powinny być wliczone w cenę, a ta i tak nie należy do najniższych. To jednak rynek i popyt decyduje o cenach. Nic tu nie mamy do dyskutowania.

Harz jesienią 2024 – Romkerhalle

Próbujemy zaszyć się w środku gór Harz, w dolinie rzeki Oker

Wypadałoby zmienić wreszcie  miejsce i zostawić coś do zwiedzania w Blankenburgu na później. Wracamy więc do naszego pierwotnego planu podróży i będziemy przemieszczać się na nowe miejsce. Czeka nas przejazd na nie całą godzinę. Autostradą A36 przemieszczamy się na zachód w stronę Goslar. Nie dojeżdżamy do samego miasta. W miejscowości Oker odbijamy na południe wjeżdżając w głąb gór Harz. Jedziemy drogą B498 przebiegającą środkiem doliny rzeki Oker. Jesteśmy tu pierwszy raz więc chłoniemy widok przesuwających się wzgórz wokół drogi. Zatrzymujemy się na parkingu położonym na środku doliny rzeki Oker w miejscu zwanym Romkerhalle.

Widać, że miejsce jest popularne wśród turystów. Parking pomimo poniedziałku zajęty w 2/3. My również robimy szybkie rozpoznanie doliny. Porównujemy mapy z tym co widzimy na zewnątrz. Niby okoliczne górki nie są imponujące, ale te kilkaset metrów trzeba pokonać.

Romkerhaller Wasserfall

Naszą wycieczkę zaczynamy od wodospadu Romkerhaller Wasserfall. W większości wypadków to on jest obiektem zainteresowania zatrzymujących się na pobliskim parkingu turystów. Wodospad spada z kilkudziesięciu metrów prawie bezpośrednio przy drodze.

Do wodospadu na górze prowadzi łatwa do pokonania ścieżka. Na górze może być małe rozczarowanie, ponieważ wodospad jest trochę sztuczny. To znaczy, zarówno doprowadzenie wody do niego, jak i on sam wydaje się, że zostały utworzone ludzką ręką.

Co skała, to punkt widokowy

Trzymając się żółtego szlaku i potoku doprowadzającego wodę do wodospadu idziemy w głąb gór. Widać skalę działalności kornika w górach Harz. Zbocza mijanych gór są łyse. Z jednej strony to dobrze, bo przynajmniej masz widok na przestrzał na przestrzeni kilku kilometrów. Z drugiej jednak szkoda, że nie można iść lasem. Chociaż i na to trafiamy w trakcie pokonywania szlaku.

Co ciekawe na jednym zboczy zauważamy ukryte wśród skał i choinek całe stada grzybów, a konkretnie kurek. Jak nie skorzystać z takiej okazji. Muszę jednak przyznać, że zbieranie grzybów na stoku jest męczące. Warto jednak było poświecić trochę wysiłku. Ostatecznie udało się nazbierać grzybów na dwa pyszne posiłki.

Pierwszym przystankiem naszej wycieczki jest punkt widokowy umieszczony na klifie Feigenbaum (Feigenbaumklippe). Lecz zanim do niego dotarliśmy, naszą uwagę zwrócił leżący zaledwie 100 metrów od niego punkt widokowy na skale Mooswand. Na pewno nie będziesz zawiedzony. Tym bardziej, że już samo wejście jest trochę wymagające, zwłaszcza do osób o krótszych nogach przy pokonywaniu pierwszego stopnia. Potem to już jest z górki. No, w zasadzie pod górkę. Ze skały roztacza się piękny widok na dolinę rzeki Oker.

Za chwilę czeka nas kolejny punkt widokowy na Feigenbaumklippe. Ten jest już profesjonalnie przygotowany z barierkami. Widać, że miejsce jest popularne, ponieważ w pobliżu znajdziesz nawet miejsce do odpoczynku z ławką.

Zaledwie kilkaset metrów dalej czeka w pobliżu pozostałości jakiejś budowli kolejny punkt widokowy Alte vom Berge umiejscowiony na szczycie formacji skalnej Kasteklippen. Znów masz zabezpieczony punkt widokowy z kolejnym widokiem na dolinę rzeki Oker. Obracając się w drugą stronę możesz zobaczyć Brocken, najwyższy szczyt gór Harz.

Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyś nie zdobyli pieczątki. Okazja taka trafia się przy skrzyżowaniu dróg jakieś 100 metrów dalej od punktu widokowego.

Brzegiem rzeki Oker

Od tego miejsca w zasadzie już zaczynamy schodzenie w stronę dolin rzeki Oker. Idąc skrótem wychodzimy na kolejny punkt widokowy znajdujący się na formacji skalnej Grosser Treppenstein. Tam też spotykamy ludzi, którzy wspinali się na pionowe skały z wykorzystaniem lin. Tu też zdobywamy kolejną pieczątkę do albumu.

My po krótkim odpoczynku ścieżką u podnóża skał schodzimy w kierunku rzeki. Przecinamy drogę którą przyjechaliśmy do doliny i znów jesteśmy na kolejnym szlaku. Tym razem ścieżka wije brzegiem rzeki Oker. Jest to okazja do zobaczenia jak wykorzystuje się górską rzekę. Została ona co kilka kilometrów przegrodzona zaporami z elektrowniami wodnymi. Wydaje się, że w niektórych wypadkach pełnią one rolę zbiorników przeciwpowodziowych sądząc po stanie ich napełnienia.

Na jednym z zakoli rzeki, około kilometra przed parkingiem na kamiennej wysepce na środku rzeki postawiono wiatę dla turystów, miejsce do zrobienia pamiątkowego zdjęcia i inne atrakcje. Oczywiście nie zapomniano o skrzyneczce z pieczątką.

Przy zachodzącym słońcu trafiamy na nasz parking. Nie jesteśmy ostatni. Już znacznie po zmierzchu dopiero odjeżdżają ostatnie pojazdy. My zostajemy na noc.

Cały przebieg wycieczki na załączonym filmie.:

Podsumowanie

  • Udało na się wdrapać na kilka bardzo fajnych punktów widokowych z panoramą doliny rzeki Oker i gór Harz.
  • Zdobyliśmy kolejne trzy numerowane pieczątki do naszego zbioru.
  • Trasa wycieczki wokół Romkerhalle – 7,4 km. Przewyższenie 391 m.

Wskazówki

Jeśli chcesz zatrzymać się na parkingu Romkerhall zrób to wcześnie rano do godziny 10. Potem robi się tłoczno, nawet w dni robocze. W naszym przypadku może to być powodem ferii jesiennych, które wypadają w Niemczech mniej więcej o tej porze.