Wakacje 2022 – Zermatt

Naszym celem jest zobaczyć jeden z najbardziej charakterystycznych szczytów Alp .. Matterhorn

Rano zbieramy się na pierwszy bus do Zermattu. Ustawimy się grzecznie w ogonku i tu się okazuje, że trzeba mieć bilety, które zakupuje się w recepcji kampingu. Chyba nie do wszystkich dotarła ta wiadomość, bo kilka osób patrzyło po sobie ze zdziwieniem. W każdym razie nam udaje się zabrać busem. Podróż trwa kilka minut, w końcu do Zermattu jest trochę ponad 10 km.

Zermatt

Wjazd do miejscowości zniechęca. Nie wygląda to jak kurort, a bardziej jak cementowania. Dalej jest już lepiej. W mieście obowiązuje zakaz ruchu pojazdów spalinowych. Samochody zostawia się na parkingu w Tasch lub na wjeździe do Zermattu. Cały ruch i transport w mieście odbywa się z wykorzystaniem małych pojazdów elektrycznych.

Zdjęcie. Zermatt. Typowy środek transportu w mieście.

My udajemy się na stację kolejki linowej Zermatt. Tam chwilę zajmuje nam wybór najlepszej opcji przejazdu. Liczymy, że uda na się zobaczyć jeden z najdumniejszych szczytów, Matterhorn (4478 m.n.p.m). Jest to chyba jeden z najbardziej rozpoznawalnych szczytów alpejskich i nie będzie przesadą jeśli powiem, że to symbol Alp.

Wybieramy wjazd na stację Trockener Steg z przejściem Matterhorn glacier trail. Czyli, jedziemy z Zermattu do stacji Trockener Steg. Stamtąd szlakiem idziemy pod Matterhorn i możemy zjeżdżać w dół.

Trzeba przyznać, że przejazd kolejką gondolową jest bardzo atrakcyjny. Zaczyna się od stromego podjazdu w stronę Furi. Potem już nie wiesz, z której strony widok jest ładniejszy.

W czasie naszego przejazdu Matterhorn odsłonił się na chwilę z okrywających go chmur. I tak jednak największe wrażenie robi zatrzymanie się kolejki w miejscu. Bo co dalej!? Człowiek wisi w gondoli kilkadziesiąt metrów nad ziemią, a ona nie ma zamiaru ruszyć. Na szczęście po kilku minutach wszystko ruszyło.

Matterhorn

Wysiadamy na stacji Trockener Steg. Na tej stacji możesz się przesiąść i kontynuować podróż dalej do stacji końcowej na Klein Matterhorn (3885 m.n.p.m.). Od razu musimy dopasować ubiór do panujących warunków. Jest słonecznie, ale to jest prawie 3000 m.n.p.m. i temperatura jest zupełnie inna niż na dole. Może przyczynkiem do tego jest fakt, że wszystkie szczyty wokół są zaśnieżone. Nie śpieszy nam się. Podziwiamy otaczające nas szczyty górskie.

Ze stacji Trockener Steg, tak jak liczna grupa turystów ruszamy na Matterhorn glacier trail. Jest to niewymagający szlak przechodzący u stóp Matterhorn. Po drodze mamy możliwość zobaczenia lodowców u jego podnóża, spod których wypływają błotniste rzeki, wcale nie przypominające krystalicznych górskich potoków.

Matterhorn jednak cały czas nie chce się pokazać zakrywając się chmurami. Prawie pod koniec przejścia słyszymy okrzyki z tyłu. Okazuje się, że Matterhorn zdecydował się pokazać w całej okazałości. Stąd też radość turystów na szlaku.

Teraz już możemy spokojnie kontynuować wyprawę. Cały czas schodzimy w stronę Zermattu. Ta część naszej wycieczki kończy się na pośredniej stacji kolejki linowej Schwarzsee.

Furi

Ze stacji Schwarzsee zjeżdżamy kolejką do stacji Furi i tam wysiadamy. Idziemy również tam zwiedzić okolicę. Mamy możliwość podziwiać przełom rzeki Gornera. Zwiedzamy ogród polodowcowy. Ciekawe miejsce prezentujące oddziaływanie lodowca na skały, który dotarł w te miejsce . Ścieżka prowadzi wśród polodowcowych kotłów wypłukanych przez wodę w skałach. W końcu po drodze jest kolejny most wiszący, może nie tak spektakularny jak dzień wcześniej, ale zawsze jest.

Z Furi zjeżdżamy do Zermattu. Sprawdza się prognoza pogody. Dopada nas burza. Na szczęście jesteśmy w mieście i częściowo przeczekujemy ją na zakupach oraz sprawdzając godziny odjazdu kolei w kierunku Randy.

Burza mija, a my mamy sporo czasu. Decyzja, idziemy do domu na piechotę. Dobrze trafiliśmy, to jest najlepsza metoda poznawania okolic Zermattu, Tasch i Randy. Po drodze mamy możliwość ocenić kampingu w Tasch. Bardziej kameralny, stłoczony, ale wart zatrzymania się następnym razem.

Nasza ścieżka prowadzi brzegiem wypływającej z Zermattu rzeki Matter Vispa. Po burzy możemy zaobserwować jak się zmienia z leniwego potoku w rwącą rzekę z unoszącą się mgłą od rozbijającej się wody. Pokaz siły, budzący respekt.

Wędrówkę z Zermattu kończymy na naszym kampingu. Za nami kolejny dzień pełen wrażeń.

Podsumowanie

  • Koszt pobytu na kampingu Attermenzen – 42,00CHF za dobę.
  • Koszt przejazdu kamping Attermenzen – Zermatt busem – 14,00CHF od osoby.
  • Koszt wjazdu kolejką linową – 77,00CHF od osoby.
  • Cieszymy się, że „nieśmiały” Matterhorn odsłonił się nam w pełnej okazałości.
  • Trasa wycieczki – Zermatt – Matterhorn – 6,1 km. Wznios 125 m / spadek 467 m
  • Trasa wycieczki – Furi –  3,3 km. Wznios / spadek 180 m

Wskazówki

  • Niestety zarówno opłata za pobyt na kampingu jak i przejazd busem jest wyłącznie gotówką.
  • Koszt przejazdu kolejami szwajcarskimi na odcinku Randa – Zermatt – 28,00CHF od osoby.
  • Przejazd do Zermattu podstawionym busem zamawia się wcześniej w recepcji kampingu. Bez tego rano może okazać się, że zabrakuje dla  ciebie miejsca w pojeździe.
  • Więcej szczegółów dotyczących opcji wykorzystania kolejki linowej na oficjalnej stronie Zermattu

Wakacje 2022 – Randa

Tym razem jedziemy w wysokie góry .. bardzo. Naszym celem jest Szwajcaria

Rano robimy szybką obsługę kampera. Pozbywamy się niepotrzebnych rzeczy i ruszamy w dalszą drogę.

Kierujemy się na północ Włoch w kierunku sąsiedniej Szwajcarii. Granicę ze Szwajcarią przekraczamy przez drogowe przejście graniczne w Gondo (Zwischbergen). Zaraz za granicą kupujemy winietę na szwajcarskie autostrady. Jedziemy bardzo klimatyczną drogą. Jest normalnej szerokości jak na górskie warunki. Za to za szybą samochodu przemykają bajeczne widoki.

Przejeżdżamy przez przełęcz Simplon (Simplon Pass 2005 m.n.p.m), by za chwilę zjeżdżać przez kilkadziesiąt kilometrów do miejscowości Brig. Stamtąd już tylko rzut beretem dzieli nas od miejscowości Randa, naszego następnego miejsca docelowego.

Kamping Attermenzen

Zatrzymujemy się na kampingu Attermenzen. Jest to właściwe przedostatnie sensowne miejsce do zatrzymania się kamperem przed Zermattem. Duży kamping położony na wyjeździe z miejscowości z nowym blokiem sanitarnym. Nie ma tu wyznaczonych pól, stąd panuje trochę chaos. Każdy ustawia się jak mu wygodnie. My również wyszukujemy i zajmujemy najlepsze miejsce z dostępnych na jednym z tarasów.

Charles Kuonen Hängebrücke

W Randzie zatrzymujemy się nie przypadkowo. W niewielkiej odległości ponad miejscowością zawieszony jest z jeden z najdłuższych mostów linowych na świecie, Charles Kuonen Hängebrücke. Całkowita długość mostu to 494 m.

Do mostu idziemy przez miejscowość. Mamy okazję podziwiać zachowane oryginalne budownictwo typowe dla tych terenów w którym przeważa drewno i pokrycie z kamiennego łupka. Do tego wszystko podniesione nad poziom gruntu, aby śnieg po opadach tworzył poziom 0.

Tę trasę wybraliśmy specjalnie. Z mostu będziemy schodzić prawie w kierunku naszego kampingu. Mijamy sporo turystów na szlaku. Widać most cieszy się popularnością. Trafiamy nawet na dosyć egzotyczną parę, która przemieszczała się na bosaka, bez obuwia. Cóż, ja bym się na to nie odważył.

Po dotarciu na górę jest przygotowane miejsce do odpoczynku. Można usiąść i podziwiać most, otaczające go góry i ludzi pokonujących most. W pobliżu jest nawet ustawiona toaleta. Mała rzecz, a cieszy.

Most jest zawieszony 85 metrów nad zboczem. Został wybudowany w miejscu zniszczonego przez osuwisko podobnego Mostu Europejskiego. Na marginesie, Most Europejski został zniszczony dwa miesiące po otwarciu. Konieczność obchodzenia mostu spowodował spadek atrakcyjności biegnących tam szlaków. Stąd decyzja o budowie kolejnego mostu w tym miejscu.

Szerokość chodnika to 65 cm, a stanowią go ażurowe kraty stalowe. Boki mostu zabezpieczone stalową siatką do lin poręczowych. Most posiada unikalny opatentowany system tłumienia drgań.

Zdobywamy most

W trakcie naszego pobytu most był w zasadzie wolny, znajdowała się na nim tylko jedna para turystów. Mimo wszystko trzeba trochę wysiłku, żeby się do niego dostać.

Ruszamy. Pierwsze metry poszły gładko. Dalej zaczynają się małe problemy. Człowiek zaczyna odczuwać wysokość i miejsce w którym się znajduje. Mimowolnie wyciąga się rękę w kierunku liny poręczowej. Do tego dochodzą jeszcze schodzące z góry masy powietrza. Prawie pod koniec mosty z przeciwnej strony wchodzi para. Z nim mijam się w miarę swobodnie. Z nią jest gorzej. Ona uczepiona obiema rękami poręczy pojękuje Oh! My God! Oh! My God! Do tego jeszcze plecaki na tej wąskiej kładce. Jakoś udaje nam się ją wyminąć. Na zejściu czekają nas wiwaty od oczekującej na wejście grupy Francuzów.

Chwilę dochodzimy do siebie po przejściu. Mamy okazję zobaczyć „twardzieli” w akcji. Ruszyli nasi Francuzi. Pierwsze 10 m pokonane sprawnie, ale potem i tak ręka poszła na poręcz. Przejście mostem robi wrażenie. Polecam.

Od tego miejsca czeka nas już tylko zejście na nasz kamping.

Podsumowanie

  • Przejazd Stresa – Randa – 141 km.
  • Koszt szwajcarskiej winiety – 40,00CHF.
  • Cieszymy się, że udało nam się przejść przez jeden z najdłuższych mostów wiszących, Charles Kuonen Hängebrücke.
  • Trasa wycieczki: Charles Kuonen Hängebrücke – 8,3 km. Przewyższenie 670 m

Wskazówki

Więcej szczegółów o moście możesz znaleźć na oficjalnej stronie internetowej haengebruecke

Wakacje 2022 – Pejo3000

Dzisiaj ambitny plan do realizacji. Czy się uda!? Sprawdźcie

Kolejny dzień rozpoczynamy od szybkiego śniadania i przygotowania się do drogi. Plan jest ambitny, ale o tym po kolei.

Zaczynamy od przejazdu do Peio. Na terenie doliny funkcjonuje darmowa komunikacja autobusowa. Wystarczy być w czasie odjazdu autobusu na przystanku i możesz dalej jechać bez żadnych formalności. Miejscowa gmina rozsądnie uważa, że lepiej skierować na trasę autobus zbierający turystów niż pozwolić im na zapchanie okolic Peio swoimi samochodami.

Widać, że ta forma przemieszczania się cieszy się dużą popularnością. Z nami na autobus oczekuje spora grupka ludzi. Trzeba też pamiętać, że autobus już zbierał po drodze turystów. Udaje się nam wsiąść do autobusu razem ze wszystkimi bez problemu.

Pejo3000

Wysiadamy w Peio Fonti  w pobliżu stacji gondolowej kolejki linowej Pejo Fonti – Tarlenta. Sprawny zakup biletów bez kolejki i już jedziemy w górę. Cała gondola dla nas. Możemy swobodnie podziwiać przemieszczające się pod nami stoki porośnięte lasem.

Na stacji Tarlenta szybka przesiadka do pojedynczego dużego kilkudziesięcioosobowego wagonika kolejki Pejo3000. Czekamy kilka minut i już startujemy. Naszym celem jest górna stacja kolejki położona na wysokości 3000 m, chociaż nie tak całkiem.

Z wagonika znów podziwiamy przemieszczające się obok góry. Obserwujemy stopniowe zmienianie się terenu do gołej skały na końcu.

Tak jak wcześniej wspomniałem na górze okazuje się, że do 3000 m.n.p.m. brakuje nam kilku metrów. Uznajmy, że jesteśmy na 3000 m. Rzadko mamy okazję być na takiej wysokości.

Przy stacji zauważamy ciekawą instalację. Jest to budka wykonana ze stali kortenowskiej ozdobiona wyciętymi misternymi wzorami  roślinnymi. Dopiero połączenie jej z umieszczonymi wewnątrz głośnikami emitującymi relaksacyjną muzykę z otoczeniem gór tworzy niesamowity klimat.

Val Taviela

Nie możemy jednak stać tam w nieskończoność, chociaż chciałoby się. Ruszamy w drogę powrotną do kampingu. Przed nami ponad 1900 m zejścia. Trzymamy się w zasadzie jedynego szlaku 138, który wiedzie nas w dół. Nie mamy problemów z jego pokonaniem, chociaż zdarzają się odcinki wymagające większego wysiłku. W jednym z miejsc musimy przeprawiać się przez potok po kamieniach. Zerwany mostek znajdujemy kilkaset metrów niżej.

Nie dochodzimy do schroniska Doss dei Cembri (Rifugio Doss dei Cembri). W dolinie Val Taviela, pół kilometra przed schroniskiem odbijamy w prawo szlakiem 139.

Po drodze mamy bardzo urozmaicony teren. W kilku miejscach pokonujemy prowizorycznie zabezpieczony szlak oraz jego odcinki z asekuracją. Idziemy po pięknych zboczach z falującymi na wietrze trawami. Falujące trawy, otoczenie gór w połączeniu z piękną pogodą nadają niesamowity nastrój wędrówce.

Lago di Pian Palu

Kontynuujemy wycieczkę szlakiem 139, a następnie 129, 124 i 110 wychodzimy na brzeg jeziora  di Pain Palu (Lago di Pian Palu). Już z daleka podziwiamy przebijający pomiędzy drzewami szmaragd wody jeziora.

Jezioro di Pain Palu nie jest naturalnym zbiornikiem wodnym. Powstało w skutek przegrodzenia doliny Val del Monte zaporą wodną. Zbiornik jest zasilany spływającą z gór rzeką Torrente Noce Nero. Niestety z powodu prac remontowych na zaporze nie możemy przez nią przejść tak jak zamierzaliśmy.

Fort Barbadifiore

Wobec powyższego kontynuujemy schodzenie szlakiem 110 prawie do samego Peio Fonti. Po drodze mamy okazję zwiedzić austriacki fort Fort Barbadifiore (Forte Barba di Fiori) z okresu I Wojny Światowej. Fort przygotowany i zabezpieczony do zwiedzania.

Nie jest to duży obiekt, ale wart zobaczenia, tym bardziej że wpisuje się w historię terenów gdzie znajdujemy się. Jesteśmy w miejscu, gdzie w okolicy można trafić na wiele pamiątek po Wielkiej Wojnie i toczonych tu zmaganiach włosko – austriackich.

Naszą pełną wrażeń wycieczkę kończymy przejściem z Peio Fonti do kampingu Val di Sole. 

Podsumowanie

  • Koszt pobytu na kampingu Val di Sole – 26,00€ za dobę.
  • Koszt wjazdu kolejką Pejo 3000 – 24,00€ za osobę.
  • Trasa wycieczki – Pejo 3000 – Lago di Pian Palu – 19,8 km.  Wznios – 258 m, spadek – 1956 m

Wskazówki

  • Zapoznaj się kursowaniem bezpłatnej komunikacji autobusowej i wykorzystaj możliwości jakie daje jej wykorzystanie. Szczegółów możesz dowiedzieć się w recepcji kampingu.
  • Szczegółowy harmonogram jazdy oraz aktualne ceny przejazdu kolejkami linowymi możesz znaleźć na stronie internetowej Peio
  • Jedna z linii autobusowych dociera do jeziora Lago di Pian Palu. Można zaplanować wycieczkę z obejściem jeziora dokoła.

Wakacje 2022 – Peio

Tym razem nie będziemy stać w dolinie, a wręcz przeciwnie. Naszym celem jest Peio.

Żegnamy się z doliną Rabbi. Znów mamy za sobą kolejne miejsce do powrotu w przyszłości.

Następnym miejscem w naszym planie podróży jest Peio. Do naszego miejsca postoju w linii prostej jest zaledwie 10,5 km. Po drodze dystans ten wydłuża się do ponad 41 km.

Camping Val di Sole

Zatrzymujemy się na położonym około 800 m przed miejscowości Peio kampingu Val di Sole. Na miejscu możemy sobie wybrać miejsce z pośród kilku wskazanych. Jest to kamping całoroczny, więc większość użytkowników ma tu rozstawione różnego typu przyczepy rozbudowane za pomocą wszelkiego formatu dostawek do wyglądu małego domu. Naszym przyjazdem chyba nie zaskarbiliśmy przyjaźni stałych sąsiadów, którzy pośpiesznie musieli zwijać się z rozstawionymi fotelami z naszego miejsca. 

Kamping jest podzielony na kilka sekcji. Można zatrzymać się na placach premium wyposażonych w stałe przyłącza do przyczep z kanalizacją włącznie. Dalej znajdziesz standardowe stanowiska oraz wydzielone miejsca do rozbicia się z namiotem. Blok sanitarny czysty i wygodny. Zaskoczyły nas toalety z których każda była inaczej wyposażona. Jedna była standardowa z muszlą. Inna dodatkowo z bidetem. Natomiast kolejna była toaletą tzw. turecką. Tak więc, do wyboru do koloru.

Z kampingu mieliśmy uroczą panoramę pobliskiej miejscowości Cogolo.

Peio

Po zagospodarowaniu się ruszamy na spacer do miejscowości. Peio jest położone w dwóch lokalizacjach. Niżej położone jest Peio Fonti, część typowo komercyjna nastawiona na turystę.

Wyżej, właściwa starsza część miejscowości. Delektując się włoskimi lodami w rożku zwiedzamy najpierw Peio Fonti. Dotarcie do właściwej Peio wymaga trochę wysiłku. Trzeba wspiąć się trochę pod górkę.  

Stamtąd wyznaczonymi i oznakowanymi ścieżkami wracamy na kamping.

Podsumowanie

  • Przejazd dolina Rabbi – Peio – 41 km.
  • Trasa spaceru – Peio – ok. 6 km. Przewyższenie 290 m.

Wakacje 2022 – Rifugio Silvio Dorigoni

Dzisiaj o tym jak dziesięciokilometrowy spacer po dolinie Rabbi skończy się na dwudziestu kilometrach.

Zaczynamy kolejny dzień naszej wyprawy. Naszym dzisiejszym celem jest wodospad di Saent (Cascata di Saent). W linii prostej jest to 4 km w jedną stronę. Dotarcie tam nie powinno nikomu sprawiać kłopotu. Wystarczy trzymać się jednej strony rzeki Torrente Rabbies.

Cascata di Saent

Droga po lewej stronie jest prostsza, mniej wymagająca, wyasfaltowana. Mniej więcej w połowie drogi znajduje się parking. Po prawej stronie jest ścieżka typowa do terenów górskich. Oczywiście wybieramy tę po prawej stronie. Ścieżka cały czasy czas wiedzie brzegiem szumiącej rzeki . Mamy możliwość podziwiania piękna otaczającej nas doliny.

Przy okazji udaje nam się zaobserwować w jaki sposób rewitalizuje się szlaki. Otóż wykorzystuje się do tego celu śmigłowiec. Latał kilkakrotnie nad nami przenosząc różne towary. Potem na jednym z punktów widokowych widzieliśmy złożone na stosie ławki i tablice poglądowe dostarczone w ten sposób. Może transport nie był najtańszy, ale za to mniej czaso i pracochłonny.

Zbliżamy się do celu naszej wyprawy, wodospad di Saent. Piękne miejsce z drewnianymi mostkami ułożonymi nad kaskadowo wypływającą rzeką. Serdecznie polecamy.

Malga Pra Saent

Co z zrobić z czasem, który nam jeszcze pozostał!? Szybki przegląd mapy i szlaków. Wybór pada na  na Rifugio Silvio Dorigoni. Po prostej jest to około 3,5 km. Tak jak większość wędrujących trzymamy się szlaku 106. Wychodzimy na płaskowyż ponad wodospadami z pięknymi łąkami i otaczającymi je górami porośniętymi lasem modrzewiowym.

Idziemy tak przez około kilometr do Malagi Pra Saent. Tam chwila oddechu i schodzimy z głównego szlaku. Odbijamy w odnogę wchodząc w las. Trochę nadkładamy drogi, jednak mamy możliwość podziwiania pięknego starego lasu modrzewiowego. Jeszcze w życiu nie widzieliśmy tak starych i fantastycznie poskręcanych modrzewi.

Wracamy na szlak i przed nami kolejne podejście o długości około 0,5 km i przewyższeniu 260 m pod punkt widokowy La Palina. Bardzo często podziwiamy widoki. Jest jednak co podziwiać. Dolina rzeki  Torrente Rabbies, aż po wodospad di Saent widoczna w całej okazałości.

Po drodze mieliśmy małe utrudnienie. Trwała odbudowa uszkodzonego mostu nad jednym z potoków. Można było przejść po dwóch rozłożonych legarach. Przy przejściu pomagało kilku pracujących tam przystojnych Włochów. Dziwne, mi nie chcieli pomagać.

Rifugio Silvio Dorigoni

Na punkcie widokowym La Palina robimy małą przerwę przed ostatnim skokiem w stronę schroniska. Przed nami roztacza się jeszcze piękniejszy widok na dolinę. Wcale się nie dziwimy, że jest to tak popularne miejsce. Do schroniska prowadzi prawie płaska droga, przynajmniej w porównaniu do tej, którą przebyliśmy ostatnio. Na szlaku mijamy wielu turystów idących w jedną lub drugą stronę. Nie są to jednak ilości, które mogą przeszkadzać w poczuciu swobody na szlaku.

Jak zwykle w schronisku wiele osób zażywa odpoczynku na świeżym powietrzu i korzysta z jego oferty gastronomicznej. My ustalamy trasę drogi powrotnej i nie jest to ta sama droga.

Wracamy szlakami 107 i  130 z którego schodzimy w stronę bacówki Malga Pra Saent. Idziemy szlakiem mało popularnym, słabo przetartym. Często zatrzymujemy się szukając znaków. Na ostatnim odcinku idziemy prawie na azymut. Od wysokości bacówki znów wchodzimy na przetarte ścieżki i przeciwległą stroną do wejścia idziemy w kierunku wodospadu di Saent. Tam ścieżka robi się węższa, pojawiają się łańcuchy asekuracyjne. Ścieżka pełna wrażeń.

Ostatni odcinek to zejście z stronę parkingu. Im jesteśmy bliżej, tym drogi robią bardziej „cywilizowane” i tak docieramy do naszego kampera.

W ten oto sposób z wycieczki na 10 km robi się wyprawa na ponad 22 km.

Podsumowanie

  • Koszt postoju na Area Sosta Camper Al Plan – 21,00€ za dobę.
  • Trasa wycieczki Rifugio Silvio Dorigoni – 22,4 km. Przewyższenie 1346 m

Wskazówki

  • W mojej ocenie Area Sosta Camper Al Plan nie jest wyposażana w wystarczającą ilość toalet i pryszniców. Ktoś jednak może powiedzieć, że przecież wszystko jest na pokładzie kampera, więc czego więcej potrzeba!?
  • Z doliny Rabbi do Peio, o tym w kolejnym wpisie, kursuje darmowy autobus. Sprawdź rozkład jazdy na tablicy ogłoszeń kampingu. Możesz zwiedzić dwie lokalizacje z jednego miejsca.