Majówka 2024 – Praga

Być w Czechach i nie zobaczyć Pragi .. niemożliwe

Około południa kończymy spacer po Arboretum Wojsławice i zbieramy się do dalszej drogi. Jeszcze dzisiaj chcemy zameldować się w czeskiej Pradze. Tu mogę zdradzić część planu naszej majówki. Tym razem chcemy odwiedzić naszych południowych sąsiadów.

Żeby jednak tam się dostać, trzeba odstać swoje w korkach w okolicach Barda. Ruch na DK 8 jest dzisiaj wyjątkowy. Nie wiem, gdzie ci wszyscy ludzie jadą.

Praga

Późnym popołudniem zatrzymujemy się na przestronnym parkingu przy Milady Horakove,  niedaleko od historycznego centrum miasta.

Nie marnujemy dnia. Idziemy w stronę praskiego Belvederu, czyli Letniego Pałacu Królowej Anny (Letohradek kralovny Anny). Mamy możliwość podziwiania pięknie położonego renesansowego pałacu otoczonego ogrodem królewskim. Nie zabawimy tam długo idziemy alejkami parkowymi w stronę zamku na Hradczanach.

Po drodze mijamy kolejny renesansowy budynek o dość nie jednoznacznym przeznaczeniu. Pierwotnie był on salą balową praskiego zamku (Micovna Prazskeho hradu). Na przestrzeni wieków jego przeznaczenie było różne. Zdarzyło się nawet, że pełnił rolę sali do gry w piłkę, magazynu wojskowego, a nawet stajni. Dzisiaj jest wykorzystywany do prezentacji wystaw, koncertów i wydarzeń towarzyskich.

Hradczany

Nas już tylko kilka kroków dzieli od zamku na Hradczanach. Na jego teren wchodzimy mostem od ogrodu. Jest co podziwiać. Szkoda tylko, że zdjęcia które robi się na potęgę nie oddają charakteru takiego miejsca. Jest to tylko wycinek z szerszego kontekstu. Nie będę opisywał zamku. Większość z was jak nie była, to i tak wie o czym mowa. Tak szczerze, to jest to materiał na oddzielną pracę, a nie wpis na blogu. Mamy to szczęście, że jest popołudnie i na zamku nie przebywa za dużo turystów. Tak wiec można sobie spokojnie kontemplować otoczenie.

Z placu przed zamkiem roztacza się piękna panorama położonego poniżej miasta. Z zamku schodzimy w dół schodami zamkowymi w kierunku mostu Karola. Im bliżej mostu, tym tłum zagęszcza się.

Trzeba przyznać, że most jest piękny sam w sobie. Chociaż tłum turystów zmusza do ucieczki z niego. Schodzimy z głównych ciągów turystycznych. Zagłębiamy się w uliczki starego miasta, żeby przez chwilę pobłądzić. Nie za bardzo nam się to udaje, bo za chwilę wychodzimy na plac przed praskim zegarem astronomicznym. Wbijamy się w tłum ludzi z podniesionymi głowami czekającymi na jakieś widowisko. No tak, jesteśmy akurat chwilę przed uruchomieniem się zegarowych kurantów. Po tłumie przebiega szmer zachwytu, a my jesteśmy rozczarowani. Czekaliśmy na „fajerwerki”, a tu nic. Więcej frajdy dają poznańskie koziołki, hejnał z wieży Mariackiej w Krakowie, czy Pan Twardowski na rynku w Bydgoszczy. Tu widać siłę marketingu.

Jeszcze chwilę błądzimy po starym mieście i powoli zakręcamy w stronę kampera. Przez most Stefanika, jednego z ojców czechosłowackiej państwowości, wspinamy się na wzgórze Letna na którym znajduje się nasz parking. Tu można wspomnieć, że w tym miejscu w latach 1955 – 1962 znajdował się największy na świecie pomnik Stalina. Natomiast w 1996 roku wzgórze zgromadziło ponad 127 tys. widzów podczas koncertu Michaela Jacsona rozpoczynającego w tym miejscu trasę koncertową HIStory World Tour.

Pełni wrażeń o zmroku docieramy do kampera. Czekamy następnego dnia naszego wypadu.

Podsumowanie

  • Przejazd Wojsławice – Praga – 233 km.
  • Koszt postoju na parkingu w Pradze – 25,00 €.

Majówka 2023 – dzień 3 – Zandvoort

Dzień trzeci naszej majówki. Dzisiaj zwiedzamy okolicę na rowerach.

Dzień zaczynamy leniwie. Nie śpieszy nam się. Czekamy na otwarcie wypożyczalni rowerów w pobliskim kampingu de Duinpan.

W sumie, to był prawie błąd. Jak się okazało wypożyczalnia cieszy się dużą popularnością. Staliśmy w małym ogonku. W końcu udało nam się wypożyczyć trzy ostatnie rowery. Jeden który próbowaliśmy eksplodował! Dosłownie po przejechaniu metra wystrzeliła dętka. Nie ma co się jednak dziwić. Obsługa wypożyczalni dopompowywała powietrze bezpośrednio ze sprężarki nie dysponując żadnym manometrem. Przy nas sami wysadzili jeden rower. Widać mają to wkalkulowane w cenę.

My dostaliśmy fajne, firmowe rowery trekkingowe z osprzętem Sram z ośmioma biegami. Na początku trzeba się do nich przyzwyczaić, jak z każdym nowym rowerem. Potem jednak jechało się dobrze bez żadnych przygód.

Naszym celem jest rozpoznanie sytuacji w pobliżu ogrodu Keukenhof. Tak, aby sprawnie potem poszło w dniu następnym. Jednak żeby nie było to takie proste, ogród zostawiamy na koniec. Zamierzamy zacząć od Noordwijk, następnie trasą na morzem Północnym do Zandvoort. Stamtąd w stronę ogrodu i w końcu do kampera. Czasu na to nie mamy za wiele. Rowery musimy zwrócić do 17.45.

Startujemy.

Noordwijk

Co prawda my już jesteśmy w Noordwijk, przynajmniej takie mamy adresy, ale do samej miejscowości w linii prostej jest prawie 4 km. Jedziemy do wschodnich przedmieść, oczywiście od strony kolorowych pól. Przy każdym można spotkać miłośników selfie z kwiatami. Widomo jak ważne jest dobre zdjęcie w mediach społecznościowych. Niektórzy potrafią wleźć w środek pola żeby mieć dobre ujęcie.

Nas zachwyca wszystko. Chłoniemy otoczenie, architekturę. Dla nas Niderlandy są czymś nowym.

Do samego Noordwijk nie wjeżdżamy. Nie jest naszym celem.

Zandvoort

Na północnych przedmieściach Noordwijk łapiemy ciąg pieszo – rowerowy biegnący w stronę Zandvoort. Przed nami przejazd na ok. 20km. Droga, którą jedziemy biegnie cały czas pomiędzy wydmami w bliskości Morza Północnego. Mamy świetną pogodę do jazdy rowerem. Za wydmami jest słonecznie i zacisznie.

W około połowie odcinka dojeżdżamy do położonej prawie nad samym morzem restauracji Nederzandt. Widać, że jest to popularne miejsce wśród miejscowych.

W takie dni jak wówczas na pewno nie możesz liczyć na samotność szlaku. Zawsze w zasięgu wzroku są ludzie aktywnie spędzający czas. Nasze zdziwienie wywołała młoda dziewczyna pod Zandvoort. Była na drodze z walizką na kółkach. O tyle to dziwne, że przez najbliższe pięć kilometrów nie ma tam dosłownie nic. Jedynie piach w zasięgu wzroku.

Jedziemy do Keukenhof

W Zandvoort mamy małe problemy z przejechaniem z powodu parkujących lub szukających miejsca do zaparkowania samochodów.

W końcu przejeżdżamy przez Zandvoort i kierujemy się w stronę Aerdenhout. Tam odbijamy w prawo w stronę De Zilk. Zawsze w zasięgu wzroku znajdują się jakieś kwitnące pola.

Wszystkie drogi są dobrze ponumerowane. Wystarczy, że trzymasz się swojej liczby. Nie zabłądzisz. W ten sposób trafiamy w okolice ogrodu Keukenhof. Ogarnia nas przerażenie z powodu tego co tam się dzieje. Nie napawa nas optymizmem na następny dzień. Wszędzie samochody, wszędzie piesi, wszędzie rowery. Totalny drogowy Armagedon. Chociaż to wszystko w jakiś sposób przemieszcza się. Tu też pierwszy raz w życiu utknęliśmy w korku rowerowym. Staliśmy tak dobre kilka minut zanim ruch się udrożnił. Wreszcie wyrywamy się i mkniemy w stronę naszej wypożyczalni. Dojeżdżamy z dziesięciominutowym zapasem.

Podsumowanie

  • Koszt wypożyczenia jednego roweru: 10€.
  • Trasa wycieczki: Zandvort 52,6 km. Wznios / spadek 120m.

Wskazówki

  • W zasadzie tylko jedna wskazówka rower to bardzo fajna forma zwiedzania Niderlandów. Polecam!