Ciągle w drodze, ale dzisiaj będziemy już na miejscu
Pobudka. Śniadanie. Szybka obsługa kampera i ruszamy w dalszą drogę. Jest jeszcze chwila na podziwianie z daleka zamku Wartburg górującego nad okolicą. Wabi nas. Może następnym razem.
Zdjęcie. Zamek Wartburg z okolic parkingu dla kamperów w Eisenach.
Nie dyskutuj z nawigacją i tak wyprowadzi Cię w maliny
Ruszamy dalej, a ja znów próbuję dogadać się z moją nawigacją, która żyje własnym życiem. Otóż twierdzi, że znajdujące się przed nami remontowane odcinki autostrad są .. zamknięte! Nie za bardzo jej wierzę i trzymam się lokalsów. I co!? Okazuje się, że można normalnie przejechać. Z tego wszystkiego nawigacja odegrała się później na mnie i w połowie trasy władowała mnie bez ostrzeżenia w korek, gdzie musiałem swoje odstać.
Ponieważ jedziemy autostradą A5 więc jak zwykle mamy problem z zatrzymaniem się na postój. Na pierwszych trzech parkingach tylko zwalniamy nie zatrzymując się. Wszystko parkingi zabite ciężarówkami. Udaje się na czwartym. Co ciekawe zatrzymujemy na tym samym parkingu co 4 miesiące temu, dokładnie o długość kampera dalej niż ostatnio.
Za chwilę wyjaśni się gdzie zaczynamy
Startujemy dalej autostradą A5. Jeśli czytałeś Drogi Czytelniku poprzednie wpisy, zawiodę Cię. Tym razem nie będę skręcał w autostradę A36 w kierunku Francji, ponieważ naszym celem jest .. Szwajcaria.
Tym razem wakacje zaczynamy od wysokiego C. Nie robimy żadnej rozgrzewki w mniejszych górkach Zaczynamy od poważnych GÓR.
Jedziemy w kierunku Bazylei, ale przed nią odbijamy w bok i przez Rheinfelden wjeżdżamy do Szwajcarii. Na granicy zwalniamy nie zatrzymując się na znaku stop, ponieważ szwajcarski strażnik graniczny macha żeby jechać dalej. I tak muszę za chwilę zatrzymać się na najbliższej stacji paliw, żeby wykupić winietę. Oklejeni winietą ruszamy z werwą dalej, żeby … za chwilę utknąć w korku. Jazda po szwajcarskich autostradach nie należy do przyjemności, ale jest niezbędna, a czasem jest nawet emocjonująca. W każdym razie udaje nam się ominąć Berno oraz Thun i zbliżamy się do Interlaken.
Zdjęcie. Autostrada A8 na jeziorem Thunersee przed Interlaken.
Stąd już tylko rzut beretem dzieli nas od pierwszego celu podróży .. miejscowości Grindelwald. Jest to nasza kolejna wizyta w tej okolicy. Kilka lat temu odwiedziliśmy sąsiednią dolinę Lauterbrunnen.
Kilka kilometrów przed Lauterbrunnen odbijamy w lewo. Wąską, typową dla tych terenów drogą pniemy się powoli coraz wyżej. Na szczęście nasz kamping znajduje się prawie na wjeździe do miejscowości.
Zdjęcie. Ostatnie kilometry przed Grindelwaldem. Zapowiada się ciekawie.
Camping Eigernordwand
Meldujemy się na Campingu Eigernordwand. Załatwiamy wszelkie formalności. W ramach pobytu otrzymujemy kartę gościa. Karta gościa upoważnia do korzystania z bezpłatnej komunikacji w obrębie miejscowości przy korzystaniu z linii 121, 122 i 123. Są jeszcze trzy dodatkowe linie, ale o nich będzie w kolejnych wpisach. Więcej informacji o korzyściach karty gościa możecie sprawdzić na bieżąco na stronie internetowej.
Kamping składa się z trzech części. Hotelu z restauracją, części z ustawionymi na stałe przyczepami kampingowymi oraz części kampingowej. W zasadzie panuje tam dowolność w rozbiciu się na pobyt. Chociaż właściciel próbuje to opanować zwłaszcza, że teren jest po opadach miejscami błotnisty. Dla pojazdów zabezpieczone są drewniane najazdy z których można skorzystać. Nie dość, że niwelują nierówności terenu, to jeszcze zapobiegają nadmiernemu zapadaniu się pojazdu w trawie. W mojej ocenie lepiej sprawdzają się niż fabryczne, plastikowe. Radzę z nich skorzystać.
Oczywiście na terenie kampingu znajduje się blok sanitarny. Jest jeden i do tego nowy. W pełni spełnia swoją rolę, a nawet więcej. Chociaż to więcej, można uznać za wadę. Mianowicie, na terenie kampingu dostępna jest bezpłatna sieć Wi-Fi. Dokładniej jest dostępna w dwóch miejscach. Przy recepcji i przy … bloku sanitarnym. W ten oto sposób blok sanitarny i ustawiona pod nim ławeczka staje się centrum spotkań towarzyskich. Przechodząc do wady. Niektórzy z tego powodu nadmiernie okupują toalety. W sumie przecież nie można zabronić.
Zdjęcie. Nirvana na campingu Eigernordwand.
Po rozstawieniu się mamy jeszcze chwilę. Ruszamy więc na mały spacer po okolicy. Pomimo zalegających nisko chmur jest pięknie i liczymy na więcej. Dodatkowo prawie po sąsiedzku znajduje się stacja Wengernalpbahn, najdłuższej kolei zębatej na świecie.
Zdjęcie. Zjeżdżający z gór pociąg Wengernalpbahn. Po środku torowiska widoczna trzecia szyna zębata.
Z drugiej strony znajduje się duży terminal stacji kolejek linowych Eiger Express oraz Mannlichenbahn. Jest w czym wybierać tym bardziej, że atrakcji jest więcej.
Zdjęcie. Wagoniki kolejki Eiger Express.
Podsumowanie
Przejazd Eisenach – Grindelwald – 681 km.
Koszt winiety szwajcarskiej – 40,00 CHF.
Wskazówki
W Grindelwald odkryliśmy trzy kampingi. Drugi jest mniejszy i wymaga wcześniejszej rezerwacji, a trzeci jest trochę dziwny. Będzie o tym w dalszym wpisie.
Camping Eigernordwand nie przyjmuje podróżujących z psami.
Zaczynamy wakacje. Musimy racjonalnie gospodarować czasem, a tego jest niewiele
Zaczynamy wakacje. Plany są ambitne, a czasu na ich realizację niewiele. Ja w zasadzie wpadam w wyjazd prosto z marszu oderwany od biurka. Małżonka jest już tydzień na wakacjach. Ja ten czas poświęcam zakupom, oczywiście tym niezbędnym i tym mniej potrzebnym. Na te wakacje przewiduję dodatkowe atrakcje, ale nie wszystko na raz. Będę dawkować informacje. Nie zdradzę wszystkiego w pierwszym wpisie.
Udaje nam się zebrać wszystko z samego rana. Przynajmniej tak sądzimy. Wbrew pozorom wymagało to trochę wysiłku. Startujemy o miarę rozsądnej godzinie, jeszcze przed południem. Plan na pierwszy dzień, to skok na ponad 700 km.
Czyżby falstart!?
Teraz dopiero jak ruszyliśmy pojawiają się pierwsze problemy. Zaczęło się kół. Dokładniej od jednego. Muszę co kilkadziesiąt kilometrów i poprawiać dokręcenie śrub. Dopiero za kolejnym razem, jak piasta koła i śruby osiągnęły odpowiednią temperaturę przechodzi jak ręką odjął. Zapominam o kole.
W międzyczasie jednak zauważam, że moja lodówka nie przechodzi w trybie automatycznym na zasilanie gazem. Szybka weryfikacja i okazuje się, że skończył się gaz. Na dodatek w butli, w której teoretycznie powinien być. Nie pozostało nic innego jak zaopatrzyć się w gaz na terenie Niemiec. Czyli pojawia się pierwszy wydatek na naszej wakacyjnej trasie. Na szczęście korzystamy z niemieckiej butli gazowej, więc nie będzie większych problemów z wymianą.
Jeszcze przed granicą ostatnie tankowanie do pełna za złotówki i wjeżdżamy do Niemiec. No nie tak całkiem. Trzeba odstać swoje w korku do kontroli po niemieckiej stronie granicy. Na szczęście korek zaczynał się dokładnie przed Odrą i miał około kilometra, ale swoje trzeba odstać.
Ponieważ jest sobota i ruch ciężarówek niewielki, więc w stronę Berlina przemieszczamy się w miarę sprawnie. Po butlę z gazem jedziemy do marketu jednej ze znanych również u nas sieci marketów budowalnych. Dla nas to najpewniejszy punkt zaopatrzenia w gaz. Pod Berlinem odbijamy kilometr w bok. Na zjeździe mijamy akcję służb ratunkowych przy rozbitym wozie. Nie wygląda to dobrze. Zaopatrujemy się w pełną butlę gazu i ruszamy dalej. Nie tak szybko. Okazało się, że w związku z wypadkiem, który mijaliśmy wcześniej .. zamknięto nam zjazd. Nie pozostało nic innego, jak szukać objazdu. W ten oto sposób przez godzinę tułamy się po pod berlińskich miejscowościach zanim wyjedziemy na naszą autostradę.
Strefa kibica
Dalej już bez przeszkód docieramy do naszego pierwszego postoju w Eisenach. Miejsce już opisywałem. Zatrzymaliśmy się tam w trakcie naszego wyjazdu na ferie w 2024 roku.
Zdjęcie. Nirvana na parkingu Wohnmobile A. Waldhelm oHG w Eisenach.
Tam trafiamy na prawdziwą strefę kibica. Akurat trwa kolejny mecz Euro 2024 Dania – Niemcy. Pomiędzy dwoma kamperami ustawiono 50 calowy telewizor wokół którego zgromadziła się rzesza kamperowych kibiców z właścicielem obiektu na czele. Niemcy wygrali. Chociaż po kibicach nie było widać zadowolenia.
Zdjęcie. Niżej położona część parkingu w Eisenach.
Mi udaje się ustawić telewizję, a dokładniej odszukać kanały po zmianach na satelicie. Jednak i tak brakuje dwóch programów. Trudno będziemy musieli jakoś to przeżyć.
Kończy się nasz pobyt w górach Harz, ale to tylko powód, żeby jeszcze coś zobaczyć
Przed nami ostatni dzień naszego jesiennego wypadu w góry Harz. Jeszcze jesteśmy na parkingu Romkerhall, w środku gór, na południe od miejscowości Oker, nad rzeką o tej samej nazwie.
Zdjęcie. Nirvana na parkingu Romkerhalle. Trochę blisko drogi, ale dało się spać.
Noc minęła spokojnie. Ruch na przebiegającej obok szosie nie przeszkadzał we śnie. Zapowiada się kolejny piękny dzień w Romkerhall. Postanawiamy jeszcze chwilę zostać w dolinie tym bardziej, że wabi nas górujący nad parkingiem Ahrendsberger Klippen (586 m). Na teraz przewidujemy tylko tę atrakcję.
Ahrendsberger Klippen
Szlak zaczyna się od przejścia przez teren hydroelektrowni. Mapy są trochę nie aktualne na samym początku, więc trzymaj się znaków szlaków. Nie licz na ulgę. Szlak na szczyt wzgórza pnie się cały czas pod górę. Masz więc często szansę na podziwianie otoczenia, którego z każdym kolejnym metrem przewyższenia pojawia się coraz więcej. Szlak prosty do przejścia w zasadzie nie ma gdzie zabłądzić, chociaż mi się z rozpędu udało przejść kilkadziesiąt metrów po nieprawidłowej ścieżce. Po prostu szło się dobrze. I w tym miejscu przydałoby się francuskie oznakowanie szlaku o złym kierunku. Wtedy wszystko było by jasne. O czym mowa? Opis tego oznakowania można znaleźć w moim wcześniejszym wpisie.
Zdjęcie. Od samego początku szlak ostro wspina się. Nie licz na ulgę.Zdjęcie. Po przeciwnej stronie doliny Großer Romke (568 m). Widok ze szlaku.
W każdy razie udaje na nam się dotrzeć na punkt widokowy na szczycie Ahrendsberger Klippen. Wbrew pozorom nie jesteśmy sami. Co chwila ktoś się pojawia. Jesteśmy trochę rozczarowani. Liczyliśmy na widok na południe w stronę sztucznego zbiornika wodnego Okerstausee utworzonego ze spiętrzenia wód rzeki Oker. Jednak tego ten punkt widokowy nie oferuje. Za to na północ widok jest piękny. Dzisiaj możemy z góry podziwiać początek naszej wędrówki w okolicach wodospadu Romkerhaller Wasserfall.
Zdjęcie. Panorama z Ahrendsberger Klippen. W zasadzie mamy wgląd we wszystkie odwiedzone miejsca z dnia poprzedniego.
W tym miejscu oczywiście nie mogę pominąć faktu, że na górze wbijamy kolejną pieczątkę do naszej książeczki Wanderpass .
Nie przeciągamy naszego pobytu na szczycie Ahrendsberger Klippen. Po krótkim odpoczynku zaczynamy schodzenie w kierunku parkingu. Wybieramy alternatywną drogę prowadzącą przez tzw. Kniepweg. Znajdziesz jej przebieg na mapie umieszczonej w podsumowaniu wpisu.
Zdjęcie. Dopiero w drodze powrotnej pojawia się fragment zbiornika wodnego Okerstausee.
Po drodze mijamy nawet rowerzystów wjeżdżających od tej strony na skałę. Więc droga powrotna, przynajmniej w części, jest znacznie łatwiejsza niż podejście. Z Kniepweg schodzimy w lewo ścieżką w kierunku naszego parkingu. Po pewnym czasie wchodzimy na znany z podejścia odcinek szlaku, którym wracamy do kampera.
Zdjęcie. Pięknie wybarwiające buki. Przyroda w górach Harz próbuje sobie sama radzić z kornikiem bez udziału człowieka.
Na miejscu okazało się, że parking jest zapełniony w pełni. Obok nas ustawił się kamper. Widać więc, że miejsce jest popularne.
Zdjęcie. Zapełniony w całości parking Romkerhalle.
Altenau
Dopada nas proza życia. Lampa ostrzegawcza kasety toalety zaczyna mrugać. Czas więc pomyśleć o obsłudze kampera. W zasadzie tylko to nas boli. W każdym razie trzeba rozejrzeć się za punktem obsługi.
Najbliższy taki znajduje się zaledwie kilka kilometrów na południe od nas w miejscowości Altenau. Jedziemy więc wzdłuż doliny rzeki Oker. Oceniamy, że okolice zbiornika wodnego na rzece również są warte zatrzymania się w przyszłości. Miedzy innymi dlatego tak jeździmy. Już teraz sprawdzamy, czy teren nadaje się na późniejszy wypad.
W Altenau udajemy się na Wohnmobilstellplatz Alter Bahnhof Altenau. Jest to prywatny parking utworzony na przyległym do starego dworca kolejowego terenie.
Zdjęcie. Nirvana na Wohnmobilstellplatz Alter Bahnhof Altenau. Miejsca jest dużo.
Ledwie stanęliśmy pod stacją sanitarną na wjeździe do obiektu, a już pojawiła się właścicielka placu. Udaje nam się porozumieć „międzynarodowym” angielskim. Meldujemy się na pobyt na jedną noc. Pani przy stacji sanitarnej wyjaśnia nam wszystko po kolei co należy zrobić, wcisnąć, żeby wszystko zadziałało jak należy. W każdym razie uwolnieni od zawartości kasety i zbiornika szarej wody z uzupełnionym zapasem świeżej wody wybieramy sobie miejsce na postój na placu, a tego jest dużo.
Miejsce ładnie położone na zboczu góry, z widokiem na miejscowość. Bezpośrednio z parkingu możesz wejść na szlak turystyczny przebiegający po śladzie zlikwidowanej linii kolejowej z którego możesz dalej zagłębiać się kolejne obszary gór Harz.
My idziemy przez miejscowość w stronę punktu widokowego Kote Brockenblick. Zgadnijcie dlaczego tam!? Przecież tam jest kolejna pieczątka do naszego zbioru. Sama miejscowość jest ładna, zadbana. Widać wielu turystów. Jedną z atrakcji są baseny termalne. My akurat nie skorzystaliśmy z tej formy wypoczynku.
Zdjęcie. Jeden z typowych dla Altenau budynków.
W miejscowości na uwagę zasługuje kościół ewangelicki o którym pierwsze wzmianki pojawiają się około 1520 roku. Ten jednak nie przetrwał do czasów współczesnych. Za to za każdym razem było to obiekt drewniany. Obecną bryłę i wygląd uzyskuje po kolejnym remoncie zakończonym w 2006 roku. Obiekt jest wpisany do rejestru zabytków.
Zdjęcie. Aletenau. Zabytkowy kościół ewangelicki.
Okazuje się Altenau na swój własny system pieczątek. Wracając do kampera namierzamy dwie skrzynki. Spotkał nas jednak zawód. Skrzynki są. Pieczątki są. Tylko nie ma gumek ze wzorem. Żadnej. Widocznie znalazł się jakiś amator. Trudno, trzeba będzie tu wrócić.
Zdjęcie. Altenau dysponuje własnym systemem pieczątek. Niestety bez gumek.
Noc na parkingu, zresztą oddalonym od miejscowości mija spokojnie.
Skrót z dnia na poniższym filmie:
Powrót
Niestety kończy się nasz pobyt w górach Harz. Dzisiaj wyjątkowo zgadzam się moja nawigacją, co do zaproponowanej trasy. Jedziemy z Altenau w kierunku centrum gór Harz. Dla nas to znów rozpoznanie tym bardziej, że przejeżdżamy przez Torfhaus, który od pewnego czasu jest w naszych planach.
Przez Bad Harzburg wjeżdżamy na autostradę w A36, którą jedziemy na północ w kierunku Brunszwiku. Przed samym miastem odbijamy w kierunku Berlina i granicy z Polską. Niestety powrót nie był tak przyjemny jak droga w tę stronę. Trzeba było odstać swoje w kolejnych przewężeniach spowodowanych robotami na autostradach.
Podsumowanie
Przejazd Romkerhall – Altenau – 10 km.
Koszt postoju na parkingu Romkerhall – bezpłatnie,
Koszt postoju na Wohnmobilstellplatz Alter Bahnhof Altenau – 19,80€ z podatkiem miejskim za dwie osoby. Do tego jeśli skorzystasz:
Koszt opróżnienia kasety toalety – 1,00€.
Koszt wody – 1,00€ za 100l (0,10€ za 10l)
Koszt zużytego 1kW prądu – 1,00€.
Trasa wycieczki Romkerhall – Ahrendsberger Klippen – 5,5 km. Przewyższenie 269 m.
Trasa wycieczki Altenau – 4,2 km. Przewyższenie 158 m.
Podsumowanie jesiennego wypadu
W podróży byliśmy pełnych pięć dni plus popołudnie wyjazdowe w piątek.
Przejechaliśmy kamperem – 1331 km.
Przeszliśmy na nogach – 37,3 km.
Koszt noclegów wyniósł – 31,80€.
Łączny koszt wyjazdu zamknął się kwotą – 1356,20 zł
Kolejny bardzo fajny wypad w góry Harz. Czekamy na następny.
Wskazówki
Według nas trochę dziwnie jest z pobytem na Wohnmobilstellplatz Alter Bahnhof Altenau. Oprócz opłaty za postój musisz płacić za każdą usługę. Zrzut wody płatny, opróżnienie kasety płatne, prąd płatny. Wydaje się, że dla osób korzystających z pobytu takie usługi powinny być wliczone w cenę, a ta i tak nie należy do najniższych. To jednak rynek i popyt decyduje o cenach. Nic tu nie mamy do dyskutowania.
Próbujemy zaszyć się w środku gór Harz, w dolinie rzeki Oker
Wypadałoby zmienić wreszcie miejsce i zostawić coś do zwiedzania w Blankenburgu na później. Wracamy więc do naszego pierwotnego planu podróży i będziemy przemieszczać się na nowe miejsce. Czeka nas przejazd na nie całą godzinę. Autostradą A36 przemieszczamy się na zachód w stronę Goslar. Nie dojeżdżamy do samego miasta. W miejscowości Oker odbijamy na południe wjeżdżając w głąb gór Harz. Jedziemy drogą B498 przebiegającą środkiem doliny rzeki Oker. Jesteśmy tu pierwszy raz więc chłoniemy widok przesuwających się wzgórz wokół drogi. Zatrzymujemy się na parkingu położonym na środku doliny rzeki Oker w miejscu zwanym Romkerhalle.
Zdjęcie. Nirvana na parkingu Romkerhalle.
Widać, że miejsce jest popularne wśród turystów. Parking pomimo poniedziałku zajęty w 2/3. My również robimy szybkie rozpoznanie doliny. Porównujemy mapy z tym co widzimy na zewnątrz. Niby okoliczne górki nie są imponujące, ale te kilkaset metrów trzeba pokonać.
Romkerhaller Wasserfall
Naszą wycieczkę zaczynamy od wodospadu Romkerhaller Wasserfall. W większości wypadków to on jest obiektem zainteresowania zatrzymujących się na pobliskim parkingu turystów. Wodospad spada z kilkudziesięciu metrów prawie bezpośrednio przy drodze.
Zdjęcie. Wodospad Romkerhaller (Romkerhaller Wasserfall) w całej okazałości.
Do wodospadu na górze prowadzi łatwa do pokonania ścieżka. Na górze może być małe rozczarowanie, ponieważ wodospad jest trochę sztuczny. To znaczy, zarówno doprowadzenie wody do niego, jak i on sam wydaje się, że zostały utworzone ludzką ręką.
Zdjęcie. Szlak na górę Romkerhaller Wasserfall.
Co skała, to punkt widokowy
Trzymając się żółtego szlaku i potoku doprowadzającego wodę do wodospadu idziemy w głąb gór. Widać skalę działalności kornika w górach Harz. Zbocza mijanych gór są łyse. Z jednej strony to dobrze, bo przynajmniej masz widok na przestrzał na przestrzeni kilku kilometrów. Z drugiej jednak szkoda, że nie można iść lasem. Chociaż i na to trafiamy w trakcie pokonywania szlaku.
Zdjęcie. Typowy krajobraz dla gór Harz. Widać skalę zniszczeń dokonanych przez kornika.
Co ciekawe na jednym zboczy zauważamy ukryte wśród skał i choinek całe stada grzybów, a konkretnie kurek. Jak nie skorzystać z takiej okazji. Muszę jednak przyznać, że zbieranie grzybów na stoku jest męczące. Warto jednak było poświecić trochę wysiłku. Ostatecznie udało się nazbierać grzybów na dwa pyszne posiłki.
Zdjęcie. W tak nie typowym dla nas miejscu trafiliśmy na coś swojskiego. Kurki. Były pyszne.
Pierwszym przystankiem naszej wycieczki jest punkt widokowy umieszczony na klifie Feigenbaum (Feigenbaumklippe). Lecz zanim do niego dotarliśmy, naszą uwagę zwrócił leżący zaledwie 100 metrów od niego punkt widokowy na skale Mooswand. Na pewno nie będziesz zawiedzony. Tym bardziej, że już samo wejście jest trochę wymagające, zwłaszcza do osób o krótszych nogach przy pokonywaniu pierwszego stopnia. Potem to już jest z górki. No, w zasadzie pod górkę. Ze skały roztacza się piękny widok na dolinę rzeki Oker.
Zdjęcie. Skała Mooswand z widocznymi schodkami.Zdjęcie. Widok z Mooswand na góry Harz. Na pierwszym planie punkt widokowy na Feigenbaumklippe.
Za chwilę czeka nas kolejny punkt widokowy na Feigenbaumklippe. Ten jest już profesjonalnie przygotowany z barierkami. Widać, że miejsce jest popularne, ponieważ w pobliżu znajdziesz nawet miejsce do odpoczynku z ławką.
Zdjęcie. Dolina Oker z punktu widokowego na Feigenbaumklippe.
Zaledwie kilkaset metrów dalej czeka w pobliżu pozostałości jakiejś budowli kolejny punkt widokowy Alte vom Berge umiejscowiony na szczycie formacji skalnej Kasteklippen. Znów masz zabezpieczony punkt widokowy z kolejnym widokiem na dolinę rzeki Oker. Obracając się w drugą stronę możesz zobaczyć Brocken, najwyższy szczyt gór Harz.
Zdjęcie. Brocken. Najwyższy punkt gór Harz.
Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyś nie zdobyli pieczątki. Okazja taka trafia się przy skrzyżowaniu dróg jakieś 100 metrów dalej od punktu widokowego.
Zdjęcie. Widok na miejscowość Oker z punktu widokowego Alte vom Berge.
Brzegiem rzeki Oker
Od tego miejsca w zasadzie już zaczynamy schodzenie w stronę dolin rzeki Oker. Idąc skrótem wychodzimy na kolejny punkt widokowy znajdujący się na formacji skalnej Grosser Treppenstein. Tam też spotykamy ludzi, którzy wspinali się na pionowe skały z wykorzystaniem lin. Tu też zdobywamy kolejną pieczątkę do albumu.
Zdjęcie. Punkt widokowy na Grosser Treppenstein.
My po krótkim odpoczynku ścieżką u podnóża skał schodzimy w kierunku rzeki. Przecinamy drogę którą przyjechaliśmy do doliny i znów jesteśmy na kolejnym szlaku. Tym razem ścieżka wije brzegiem rzeki Oker. Jest to okazja do zobaczenia jak wykorzystuje się górską rzekę. Została ona co kilka kilometrów przegrodzona zaporami z elektrowniami wodnymi. Wydaje się, że w niektórych wypadkach pełnią one rolę zbiorników przeciwpowodziowych sądząc po stanie ich napełnienia.
Zdjęcie. Szlak wzdłuż rzeki. Oker.
Na jednym z zakoli rzeki, około kilometra przed parkingiem na kamiennej wysepce na środku rzeki postawiono wiatę dla turystów, miejsce do zrobienia pamiątkowego zdjęcia i inne atrakcje. Oczywiście nie zapomniano o skrzyneczce z pieczątką.
Zdjęcie. Wyspa z miejscem rekreacyjnym na rzece Oker.
Przy zachodzącym słońcu trafiamy na nasz parking. Nie jesteśmy ostatni. Już znacznie po zmierzchu dopiero odjeżdżają ostatnie pojazdy. My zostajemy na noc.
Cały przebieg wycieczki na załączonym filmie.:
Podsumowanie
Udało na się wdrapać na kilka bardzo fajnych punktów widokowych z panoramą doliny rzeki Oker i gór Harz.
Zdobyliśmy kolejne trzy numerowane pieczątki do naszego zbioru.
Trasa wycieczki wokół Romkerhalle – 7,4 km. Przewyższenie 391 m.
Wskazówki
Jeśli chcesz zatrzymać się na parkingu Romkerhall zrób to wcześnie rano do godziny 10. Potem robi się tłoczno, nawet w dni robocze. W naszym przypadku może to być powodem ferii jesiennych, które wypadają w Niemczech mniej więcej o tej porze.
Jak w większości od kilku lat, tak i w tym roku mamy możliwość wykorzystania kilku dni wolnych w październiku. Rozglądamy się za jakaś lokalizacją na wypad i w sumie znów pojawiają się góry Harz w Niemczech. Niektórzy mogą się oburzyć, dlaczego znów góry za granicą, a nie nasze piękne rodzime. Mianowicie z kilku powodów.
Znów Harz. Dlaczego!?
Infrastruktura. Nie ukrywajmy, Niemcy są lepiej przygotowane na podróżnych korzystających z wypoczynku we własnych „ruchomych domkach”. Nawet poza tak zwanym wysokim sezonem turystycznym znajdę tam więcej punktów, w których mogę legalnie zatrzymać się, uzupełnić wodę, czy zrzucić zbędny ładunek.
Dojazd. W moim przypadku muszę tak, czy owak pokonać około 700 km w jedną stronę, żeby dotrzeć w miarę sensowne miejsce do zwiedzania. Do gór Harz ruszając z domu dojadę prawie cały czas drogami ekspresowymi lub autostradami. Od autostrady do punktu docelowego dzieli mnie maksymalnie 2 – 10 km dojazdu przyzwoitymi drogami.
Atrakcyjność. Góry Harz odwiedzamy często. Na przestrzeni ostatnich lat byliśmy tam już czterokrotnie. Trzy wypady jesienne i jeden na majówkę. I cały czas mamy gdzie chodzić.
W drodze
Tak więc ze wszystkich propozycji znów zostaje Harz. Wyruszamy w piątek późnym popołudniem. O dziwo jedzie się spokojnie. Na punkt kontroli granicznej w Niemczech wpadamy bezpośrednio, bez żadnej kolejki. Myśleliśmy nawet, że Niemcy skontrolują nas z nudów, jako poruszających się wybitnie przystosowanym do przerzucania emigrantów pojazdem, ale nawet tego im się nie chciało. Ograniczyliśmy tylko prędkość do nakazanej. Otworzyliśmy okna, nasze dwa z przodu, zgodnie z nakazem. Wszystkie inne było by trudno. Kontrolujący nawet nie poświęcili nam jakiejś uwagi. Jedziemy więc dalej. Jedzie się wręcz przyjemnie. Ruch ciężarówek bez przesady. Większość stoi na parkingach na odpoczynku. Na remontowanych odcinkach i przewężeniach nie ma mowy o korkach. Jedziemy płynnie. Za Berlinem zatrzymujemy się na kolację i krótkie rozprostowanie nóg.
Na nocleg i zresztą pierwszy punkt programu naszej wycieczki zatrzymujemy się w miejscowości Blankenburg. Mniej więcej na środku północnych stoków gór Harz. Jest to nasza druga wizyta w tym mieście. Tym razem zatrzymujemy się na parkingu dla kamperów przy ulicy Schnappelberg. Stajemy z boku miejsca przeznaczonego na kampery, ponieważ te są zajęte. Zajęty jest również parking dla kamperów kilkadziesiąt metrów dalej przy sklepiku Winter’s Baude. Świadczy to tylko o popularności miejsca.
Rano przestawimy się na zwolnione miejsce wśród kamperów.
Zdjęcie. Nirvana pośród innych kamperów na parkingu przy Schnappelberg.
Parking dla kamperów położony jest na niewielkim wzniesieniu i ma piękny widok na znajdujący na się szczycie przeciwległego wzgórza pałac Blankenburg (Schloss Blankenburg). W nocy zresztą ciekawie podświetlony.
Teufelsmauer
Pierwszy dzień zaczynamy od wizyty w biurze informacji turystycznej, które znajduje się w oficynie pałacowej, po przeciwnej stronie wjazdu na parking. Jest sobotni poranek, a w biurze sporo klientów.
Z biura obok naszego parkingu przechodzimy na drugą stronę ulicy w wylot ulicy Heidelberg. Tu zaraz na samym początku znajduje się punkt początkowy naszego szlaku po Diabelskim Murze (Teufelsmauer), bardzo ciekawej formacji skalnej, którą już wcześniej opisywałem .
Zdjęcie. Widoczne z lewej strony skały schody stanowią wejście na szlak przy wylocie ulicy Heidelberg.
Dosłownie kilkadziesiąt metrów po wejściu na szlak już jesteś na skalnym podłożu i masz pierwszy punkt widokowy na pałac i położone poniżej miasto. Jest trochę ludzi na szlaku, ale bez przesady. Tłoczniej robi się po kilkuset metrach w pobliżu punktu widokowego umiejscowionego na szczycie formacji skalnej Großvaterfelsen z którego rozpościera się piękny widok na okolicę. W tym miejscu uzbrój się w trochę cierpliwości. Miejsca na górze jest mało, a chętnych do wejścia dużo. Do tego trzeba trochę przeciskać się w ciasnym przejściu.
Zdjęcie. Widok z dołu na punkt widokowy na Großvaterfelsen.Zdjęcie. Trochę ciasno na punkcie widokowym Großvaterfelsen.
Wracamy na szlak i tu zdobywany naszą pierwszą pieczątkę do naszej książeczki Wanderpress, o której już pisałem w tym wpisie.
Hamburger Wappen
Naszym dzisiejszym celem jest formacja skalna Hamburger Wappen na wysokości miejscowości Timmenrode. Idziemy szlakiem u podnóża Diabelskiego Muru. Żadna sensacja jeśli chodzi o przejście. Bardzo fajny, łatwy szlak biegnący skrajem lasu z widokiem na okoliczne wzgórza w jesiennej tonacji. Sielankę może zakłócać przebiegająca poniżej szosa, ale da się ją zignorować. Oczywiście po drodze można odsapnąć na jednej z licznie rozstawionych przy szlaku ławek.
Zdjęcie. Typowy przebieg szlaku u podnóża Diabelskiego Muru.
Hamburger Wappen nas zaskakuje. Jeden wielki piknik. Na stolikach impreza, nie powiem pełna kultura. Większość ławek zajęta. Ludzie na samym szczycie góry. Nie wiadomo jak tam wleźli.
Zdjęcie. Piknik przy Hamburger Wappen.Zdjęcie. Hamburger Wappen w całej okazałości.
Obok, kilkunastu kierowców terenówek RC, czyli zdalnie kierowanych modeli pojazdów, próbuje zdobyć kolejne poziomy skałek swoimi pojazdami. Wszystko to nie jest przygniatające. Znajdziesz miejsce dla siebie. Na pewno popularność miejsca jest spowodowana bliskością Timmenrode, które leży bezpośrednio u podnóża formacji. Tu też zdobywamy kolejną pieczątkę.
Zdjęcie. Dzielne pojazdy RC pokonujące kolejne wyzwania.
Odrywamy się trochę od ludzi. Idziemy ścieżką w głąb formacji skalnej. Schodząc kilka metrów w bok od ścieżki wejdziesz na skałę z pięknym widokiem na okolicę. Okrążamy całą formację. Na dole w lesie trafiamy na owocujące kasztany jadalne. Napełniam garścią znalezionych owoców kieszeń. Będzie można później je przerobić.
Zdjęcie. Dywanik z jadalnych kasztanów.
Po małym podejściu ponowie wchodzimy w zasięg Hamburger Wappen. Tym razem wchodzimy od strony groty (Kuhstall). Bardzo fajny twór skalny do zwiedzenia.
Zdjęcie. Grota Kuhstall.
Diabelski Mur ponownie
Na górze robimy krótki odpoczynek i planujemy trasę powrotną. W zasadzie nie ma co planować. Spośród wielu ścieżek jedna się wyróżnia. Biegnie ona szczytem Diabelskiego Muru. Zresztą i tak od początku przewidywaliśmy jej pokonanie.
Zanim jednak zaczniemy musimy przejść jeszcze jakiś kilometr. W połowie trasy trafiamy na dziwny obiekt. Wąskie schody w ścieżce. Trochę niebezpieczne, bo bez żadnych zabezpieczeń. Tak po prostu dziura na skraju ścieżki. Okazuje się, że prowadzi ona do ulokowanego pod ścieżką małego schronu turystycznego z oknem na dolinę. Schron został wybudowany w 1934 roku przez zatrudnionych do tego celu bezrobotnych. W każdym razie spełnia swoją rolę do dzisiaj, chociaż może teraz bardziej stanowi atrakcję, niż rzeczywiste schronienie.
Zdjęcie. Zejście do schronu turystycznego pod ścieżką.Zdjęcie. Widok ze schronu na okolicę.
W okolicach Schutzhütte Sautrog znajduje się wiata turystyczna. Miejsce stanowi punkt styku kilku szlaków zbiegających się w nim. Stąd też zaczyna się, lub dla niektórych kończy szlak nr 9 biegnący wspólnie z 8 górą Diabelskiego Muru. Od tego miejsca masz do pokonania ponad 1,5 kilometrową trasę pełną atrakcji.
Zdjęcie. Tak się zaczyna szlak na Diabelski Mur.
Przejścia po schodkach, pomiędzy wąskimi przejściami w skałach, zabezpieczenia z barierek. Jednak wszystko bezpieczne i co najważniejsze z pięknymi widokami w trakcie jej pokonania. Zejście kończymy inną ścieżką wychodzącą w głębi ulicy Heidelberg.
Zdjęcie. Bardzo ciekawy przebieg szlaku na Teufelsmauer.
Nie kończymy dnia. Po krótkim odpoczynku idziemy w stronę pałacu. Przecież tam pod nim znajduje się kolejna pieczątka. To się zaczyna robić chyba jakąś fobią. Człowiek zaczyna latać za pieczątkami do książeczki. Przyznaję, że jest to jednak niegroźne. Mogą tylko trochę potem boleć nogi, ale to chyba pozytywny objaw aktywnie spędzonego dnia. Oczywiście nie możemy pominąć przejścia przez starszą część miasta z typową szachulcową zabudową. Wszystko jest naturalne, niczym nie upiększone i sztuczne.
Zdjęcie. Plac przed ratuszem w Blankenburgu.
Na tym kończymy nasz dzień. Po małych zakupach w pobliskim markecie sieci EDEKA, gdzie mieliśmy rozbiegane oczy od różności towarów, udajemy się na zasłużony odpoczynek do kampera.
Kasztany jadalne
Kasztany jadalne u nas nie są często wykorzystywane w kuchni w przeciwieństwie do naszych zachodnich sąsiadów bliższych i dalszych. Mam na myśli Niemcy i Francję, czy Włochy. Tam w trakcie wędrówki mamy okazję spotkać często wiekowe drzewa kasztanowe. Od typowych naszych kasztanów łatwo je odróżnić. Nasz ma skórkę z wystającymi grubymi igłami. Igły kasztana jadalnego są delikatne i przypominają małego jeża. Owoc jest w większości wypadków spłaszczony, przynajmniej z jednej strony. Kasztany jadalne mają szerokie zastosowanie w kuchni. Z mąki z kasztanów robi się różnego rodzaju wyroby np. naleśniki.
My robimy kasztany na patelni wg następującego przepisu:
kasztany przełóż do naczynia. Zalej je wodą. Dodaj łyżeczkę soli. Pozostaw w takiej kąpieli na 10 minut,
po 10 minutach wyjmij je z zalewy i umyj dokładnie,
natnij każdy owoc jednym cięciem nie przecinając go. Wspomóż się dwiema deseczkami lub plastikową nakrętką do której włożysz kasztan,
przełóż nacięte kasztany do rondelka. Zalej je wodą, tylko zakrywając. Dodaj trzy łyżeczki cukru i trzy łyżki oleju,
duś kasztany do odparowania wody, a potem wymieszaj i smaż jeszcze przez chwilę,
twoje kasztany są gotowe. Smacznego. Prawda, że proste. Oczywiście jemy bez łupinki.
Podsumowanie
Koszt postoju na parkingu – 6,00€/dobę. Płatne w automacie monetami. Jeszcze coś pisało na tabliczce obok chyba o opłacie klimatycznej 2,50€ płatnej w Biurze Informacji Turystycznej, ale to było napisane w żadnym ze zrozumiałych języków, dla mnie.
Koszt 1kW prądu – 1,00 €. Płatne monetami.
Banknoty na monety możesz rozmienić w Biurze Informacji Turystycznej.
Trasa wycieczki Blankenburg – Hamburger Wappen – 8,0 km. Przewyższenie 277 m.