Przyszedł czas rozstania z Grindelwaladem. Uciekamy przed deszczem na południe
Smutne, ale musimy rozstać się z Grindelwald. Już i tak się zasiedzieliśmy. Wiemy jednak, że kiedyś tu wrócimy. Mnogość pozostałych do zobaczenia miejsc i szlaków turystycznych zachęca do ponownego odwiedzenia.
Robimy obsługę kampera na kempingu, uzupełniamy wodę w niezbędnej ilości i rozliczamy się. Wyszło sporo. Nie ma się co dziwić, staliśmy tam 6 nocy, a ceny nie odbiegają od innych w Szwajcarii. Tak szczerze, to naszą decyzję przyśpieszyły prognozy pogody. Według zapowiedzi nadciągają burze.
Zdjęcie. Za przejazdem w lewo pojedziesz do Lauterbrunnen, w prawo w stronę Interlaken.
Ruszamy w stronę Interlaken wciąż podziwiając otaczające nas góry. W Interlaken zjeżdżamy na autostradę A8 w kierunku Lucerny. Trochę dziwna to autostrada, ponieważ po chwili przekształca się w jednojezdniową drogę dwukierunkową, zawieszoną wysoko na skale. Jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony do takich klimatów przejazd nią może na długo zapaść w pamięci.
Zdjęcie. Przejazd autostradą A8 z Interlaken do Lucerny daj mnóstwo niezapomnianych wrażeń.
Przejazdu nie ułatwiają również miejscowi. Wbrew pozorom lokalsi przemieszczają się szybko, siedzą na ogonie. Do tego wszystkiego migają światłami i trąbią jak jedziesz zgodnie z przepisami. Oni mogą sobie pozwolić na szybką jazdę, ja nie.
Zdjęcie. Czy gdzieś trzeba się śpieszyć podziwiając przesuwające się za szybą samochodu krajobrazy.
Prognozy sprawdzają się. Od Lucerny autostradą A2 w kierunku Włoch przemieszczamy się w mniejszym lub większym deszczu. Niestety po drodze trzeba odstać swoje w korku oczekując na wjazd do tunelu Świętego Gottharda. Nawigacja nawet nie ostrzega o korku, tylko uznaje go jako coś normalnego. Korek wymuszany jest światłami regulującymi ilość pojazdów, zapewniającą zachowanie płynności wjazdu do tunelu.
Zdjęcie. Trzeba odstać swoje przed wjazdem do tunelu Świętego Gottharda.
Miałem okazję przejeżdżać tunelem Gottharda w swoim pierwszym kamperowym wyjeździe kilka lat temu. Jednak nie pamiętam, abym stał tam w jakimś korku. Chociaż przyznaję, że dziwiły mnie światła na autostradzie. Widać miałem wtedy szczęście.
Sam przejazd tunelem również robi wrażenie. Do przejechania pod tonami skał na głową masz 17 km z maksymalną prędkością 70 km/h. Jedziesz drugim w kolejności najdłuższym tunelem drogowym na świecie.
Po wyjeździe z tunelu pogoda nie poprawia się, chociaż w miarę zbliżania się do Włoch zaczynają się przejaśnienia.
Tym razem naszym celem jest Verbania nad jeziorem Maggiore (Lago Maggiore). Dojazd od strony Szwajcarii prowadzi widowiskową chociaż bardzo wąską, przynajmniej z perspektywy „dostawczaka”, drogą biegnąca nad brzegiem jeziora. Co chwila słyszę odgłosy uderzeń gałązek o karoserię z prawej strony pojazdu. Nie da się jednak jechać inaczej. Jest naprawdę wąsko.
Zdjęcie. Przejazd klimatyczną drogą nad brzegiem Lago di Maggiore.Zdjęcie. Mijamy granicę szwajcarsko – włoską.
W Verbanii zatrzymujemy się na Punto Sosta Camper, specjalnie wyznaczonym do tego celu miejscu położonym około 1 km od starszej części miasta.
Przejazdem kończymy dzień. Zresztą pogoda nie zachęca do spaceru. Co chwila siąpi deszczyk. Idziemy więc na zakupy do pobliskiego sklepu. Pomimo tego, że jesteśmy w sklepie podobnym do naszej Biedronki, czy Lidla wybór jest niesamowity. Objuczeni produktami na obiad wracamy do kampera.
Podsumowanie
Koszt pobytu na Camping Eigernordwand – 58,40 CHF / dobę (za 2 osoby).
Zostajemy w Grindelwaldzie pomimo tego, że skończyły nam się wszystkie przywileje za które zapłaciliśmy
Podjęliśmy decyzję o przedłużeniu pobytu w Grindelwaldzie o jeden dzień. Duży wpływ na to miała poprawa pogody i perspektywy jakie przed nami się otworzyły.
Chcemy skorzystać z kolejki linowej na Mannlichen (2345 m.n.p.m). Liczymy na widok w stronę miejsca, które odwiedziliśmy kilka lat temu, czyli dolinę Lauterbrunnen.
Mannlichenbahn
Tym razem rozpoczynamy blisko kampingu. Startujemy z terminala kolejek Eiger Express i Mannlichenbahn. Bilety kupujemy bez oczekiwania w kolejce z wykorzystaniem rozstawionych biletomatów. Masz do wyboru wiele dostępnych wersji przejazdów, które możesz wykorzystać stosownie do swoich potrzeb. Do biletomatów nie było w zasadzie kolejki. Większy ogonek ustawiony jest do kas biletowych.
Z marszu wchodzimy do wagonika kolejki. Mamy „prywatny” wagonik do wykorzystania. Akurat w tym momencie nie ma za wielu chętnych do wjazdu na górę. Przejazd jest długi jak na tego typu kolejki i zajmuje kilkanaście minut. Jest możliwość podziwiania kolejnych partii gór w miarę przemieszczania się w górę.
Zdjęcie. Widok na Grindelwald z kolejki Mannlichenbahn.Zdjęcie. Górujący nad Grindelwald Eiger (3970 m).
Mannlichen
Na stacji końcowej wita nas międzynarodowy tłumek. Głównie okupowane są place zabaw. Jednak największym zainteresowaniem cieszą się wszelkiej maści punkty widokowe z których można robić coraz to lepsze ujęcia.
Zdjęcie. Plac zabaw przy stacji końcowej Mannlichenbahn.
Mamy możliwość zobaczyć dolinę Lauterbrunnen z zupełnie innej perspektywy. Tu jest zaledwie małym rozcięciem w górach. Schillthorn (2973 m.n.p.m) po przeciwnej stronie wydaje się małą górką i ginie pośród innych szczytów. Gdzieś w oddali widzimy malutkie Murren. Bliżej nas oglądamy z góry Wengen i Lauterbrunnen. Widoki są nie ziemskie.
Zdjęcie. Dolina Lauterbrunnen, widok z Mannlichen. Na pierwszym planie miejscowość Wengen, poniżej Lauterbrunnen. Za miejscowością widoczny wodospad Staubbachfall. Na końcu doliny nad urwiskiem Murren. Nad wszystkim góruje Schilthorn (2970 m).
Zdjęcie. Widok na przeciwległą stronę doliny Lauterbrunnen.Po lewej stacji kolejki na Birg (2684 m). Po prawej stacja kolejki linowej na Schilthorn (2970 m). .
Po pierwszym nasyceniu się ruszamy na właściwy punkt widokowy na szczycie Mannlichen. Do pokonania jest deptak długości nieco trochę ponad 900 m długości i 120 m przewyższenia. W przerwach wchodzenia jest okazja do podziwiania zmieniających się widoków. Jeśli ci się uda, to może nawet załapiesz się na ławeczkę z widokiem. Zresztą tu wszędzie jest coś do podziwiania. Z punktu widokowego na Mannlichen rozszerza się obszar, który możesz zobaczyć. Teraz nawet pojawia się wyraźnie jezioro Thunersee leżące na północny zachód od Interlaken. Zazdrościmy ludziom przemykającym nad nami na paralotniach możliwości szybowania w tak pięknym otoczeniu.
Zdjęcie. Na końcu ścieżki Mannlichen (2345 m).Zdjęcie. Punkt widokowy na Mannlichen.
W kierunku Eigera
Przychodzi czas, że musimy rozstać się z Mannlichen i zacząć powoli powrót w stronę Grindenwald. Do wyboru mamy dwie drogi prowadzące w stronę Kleine Scheidegg z których możemy odbijać w stronę Grindenwald. Niestety jedna z nich została zamknięta z powodu osuwisk, tak więc nie mamy większego wyboru. Pozostaje do wykorzystania tylko jedna niżej położona droga.
Zdjęcie. Cały czas w trakcie wędrówki masz Eigera przed sobą.
Z tej racji na pewno nie będziesz samotnym na szlaku. Co chwila będziesz stykać się innymi turystami idącymi tą drogą. W każdym razie jest i tak co podziwiać z przybliżającym się cały czas szczytem Eiger. Ze szlaku widzimy, że zakaz zakazem, a turyści i tak idą górną drogą. Trochę coś tak jak u nas.
Czas na powrót
Nie dochodzimy do Kleine Scheidegg. Przed Arven Garde Bar odbijamy w lewo. Niby drogowskaz wskazuje kierunek, ale nie widać żadnego przedeptu. Dopiero po kilkudziesięciu metrach trafiamy na ślad ścieżki. Od tego miejsca nasza droga prawie cały czas wiedzie w dół w stronę miejscowości. Znikają trochę widoki ponieważ idziemy przez las. W około połowie zejścia przez las trafiamy na objęte ochroną górskie jeziorko. Ścieżka nie jest deptakiem tak jak sąsiednia, którą mogliśmy schodzić, ale da się spokojnie przemieszczać. W każdy razie schodząc nią nie spotkaliśmy nikogo.
Zdjęcie. Początek naszego zejścia do Grindelwald.Zdjęcie. Śródleśne jeziorko mijane po po drodze.
Większy ruch zaczyna się w pobliżu szlaków łączących stację pośrednią Mannlichenbahn w Holenstein ze stacją kolejki szynowej Brandegg. Jednak jest to i tak tylko kilka osób. W sumie jesteśmy na przedmieściach Grindenwald, a w zasadzie tej bardziej wiejskiej części. Na okolicznych łąkach w pełni trwają sianokosy.
Zdjęcie. Grindelwald ze szlaku.
Po drodze mijamy kolejny kamping Camping Holdrio. Nie wiem czy czynny, ponieważ był nie obłożony. Za to był strasznie obwieszony wszelkiego rodzaju zakazami kampingowania i ostrzeżeniami o terenie prywatnym.
Zdjęcie. Grindelwald. Na pierwszym planie kamping Eigernordwand.
Nasza droga wcale nie jest łatwiejsza. Miejscami drogi ostro schodzą w dół, co w połączeniu z asfaltem odbija się na naszych stopach, a zwłaszcza palcach. Jest jednak nadzieja. Co chwilę pojawia się nasz kamping do którego po chwili docieramy.
Trasa wycieczki Mannlichen – Grindenwald – 12,1 km. Wznios 118 m, spadek 1393 m.
Wskazówki
Chcąc skorzystać z kolejki linowej możesz kupić bilety na przejazdy łączone, czyli startujesz kolejką linową, przechodzisz pomiędzy kolejkami szlakiem turystycznym, a wracasz kolejką szynową. Na pewno znajdziesz ofertę dla siebie.
Pozostała nam do wykorzystania ostatnia linia autobusowa w Grindelwaldzie
Kontynuujemy nasz pobyt w Grindelwaldzie. Pogoda się poprawiła, a my stwierdzamy, że tu jest jeszcze piękniej niż było dotychczas. Liczymy na więcej w trakcie nadchodzącego dnia.
Bussalp
Tym razem wykorzystujemy autobus linii 126 do Bussalp. Jedziemy na ostatni przystanek. Ta linia cieszy się dużym zainteresowaniem. Tym razem autobus jest w połowie zapełniony turystami.
Zdjęcie. Panorama gór z dworca autobusowego w Grindelwad. Chociaż dlatego warto tam być.
Zaraz po wyjściu z autobusu każdy rusza w swoją stronę. My chwilę kontemplujemy otoczenie i wybieramy trasę dla nas. Większość wybrała trasę w stronę Fulhorn (2680 m.n.p.m) lub jeziora Bachalpsee. My natomiast ruszamy według nas poziomicą w stronę Feld, a następnie w stronę Wildspitz. Do tej „poziomicy” dzieli nas prawie 300 metrów przewyższenia i ponad godzina podchodzenia. Mamy za to dużo czasu na podziwianie coraz to nowych partii gór w miarę osiągania kolejnych metrów. Wreszcie możemy w pełnej krasie podziwiać królujący nad Grindenwaldem Eiger (3970 m.n.p.m).
Zdjęcie. Widok z autobusu na górujący nad okolicą Eiger.
Wybrany przez nas szlak nie zapewnia utrzymania założonego tempa przejścia. Jest to typowa ścieżka dla użytkowanych łąk, czyli wspólnych z wypasanym bydłem, co powoduje, że trakt nie dosyć, że jest błotnisty, to jeszcze silnie „zaminowany”. Tylko na niektórych odcinkach przypomina szlak w górach. Wszystko to jednak rekompensowane jest widokami. Trzeba przyznać, że jest co podziwiać. Do tego wspaniała pogoda.
Zdjęcie. Bussalp. Widok ze szlaku. To ta grupa zabudowań po środku. Tam w pobliżu znajduje się końcowy przystanek linii autobusowej.Zdjęcie. Ta wąska kreska na zboczu to nasz szlak. Uroczy, prawda!?
Rzeczywiście prościej robi się po wejściu na poziomicę ok. 2070 m. W okolicach Feld błotnista droga zmieniła się na wąską górską ścieżkę biegnącą przez alpejskie łąki. Znów musimy pokonać po drodze strumień z zerwanym mostem i przejściem po resztkach śniegu zmieszanego z pokruszonymi skałami. Trzeba uważać. W trakcie kontemplowania drugiego śniadania połączonego z podziwianiem alpejskich szczytów po przeciwnej stronie doliny, pewną konsternację wywołują u nas brzęczące dzwonkami nad naszymi głowami. Przyczyną brzęczenia było przemieszczające się powyżej stado kóz. Człowiek zastanawia się, czy przypadkiem nie zostanie zdeptany. Na szczęście kozy poszły swoją drogą.
Zdjęcie. Grindelwald. Widok ze szlaku. Po środku z prawej strony nasz kamping.Zdjęcie. Bardzo przyjemnie wędruje się szlakiem mając przed sobą takie widoki.
Waldspitz
Tym razem nasza ścieżka rozpieszcza nas schodząc stopniowo w stronę znanego nam z dnia poprzedniego skrzyżowania z zejściem z Hireleni (2300 m.n.p.m). Stąd już tylko 2,5 km dzieli nas od końca naszej dzisiejszej wycieczki. Po około godzinie osiągamy Wildspitz.
Zdjęcie. First. Zdjęcie z okolic Waldspitz.Zdjęcie. First. Widok na kładkę spacerową.Zdjęcie. Waldspitz. Nasz autobus wjeżdża na przystanek na wstecznym.
Do Grindenwaldu wracamy autobusem linii 127. Nam udało się zająć miejsce za kierowcą. Trzeba przyznać, że z tej perspektywy przejazd daje jeszcze więcej emocji niż zwykle.
Podsumowanie
Trasa wycieczki Bussalp – Wildspitz – 6,6 km. Wznios 475 m, spadek 387 m.
Idziemy w góry, chociaż tym razem więcej będziemy schodzić niż wchodzić
Kontynuujemy nasz pobyt w Grindelwald. Tym razem naszym celem jest jezioro Bachalpsee. Jezioro Bachalpsee jest położone w niewielkiej odległości od First. Nie udało się nam tego zrealizować w dniu poprzednim więc próbujemy dotrzeć tam dzisiaj. Pogoda nas nie rozpieszcza. Jest pochmurnie, ale chmury zalegają wyżej, nie ograniczając widoczności jak dzień wcześniej.
Waldspitz
Zaczynamy znów od wykorzystania komunikacji miejskiej i dojazdu do centrum miasta. Tam przesiadamy się na autobus linii 127 do Waldspitz. Znów jedziemy klimatyczną coraz węższą drogą.
Zdjęcie. Znów jedziemy wąską, krętą alpejską dróżką.
W pewnym momencie droga traci asfalt i jedziemy drogą szutrową. Najciekawszy jest dojazd do ostatniego przystanku przy Waldspitz. Jakieś 200m przed autobus w szerszym miejscu drogi zawraca i ostatni odcinek do przystanku pokonuje na wstecznym biegu. Przy samym schronisku nie byłoby szansy na zawrócenie.
Startujemy zgodnie ze znakami szlaku w stronę First. Po chwili odbijamy w lewo bezpośrednio w stronę jeziora. Idziemy typową górską ścieżką. Pewien niepokój budzi szczelina na jej środku sugerująca odspajanie się górnej warstwy zbocza. Zresztą mijane niewielkie osuwiska potwierdzają moje przypuszczenia. Większość trasy ścieżka prowadzi wzdłuż doliny, dno której stanowi rozlewisko strumienia wypływającego z jeziora Bachalpsee.
Zdjęcie. Odchodząc kilkadziesiąt metrów od ścieżki trafiasz spływający kaskadami strumień . Bierze on swój początek w jeziorze Bachalpsee.Zdjęcie. Zieleń alpejskich łąk łamana jest kolorowymi kobiercami kwitnących różaneczników.
Znów po drodze mamy możliwość obserwować świstaki. Nic nie robiły sobie z naszej obecności nie przerywając nawet zabawy.
Zdjęcie. Bawiące się świstaki.
Bachalpsee
Ostatni odcinek do jeziora pokonujemy po zalegającym śniegu. Jesteśmy nad sztucznie utworzonym zbiornikiem wodnym. Wydaje się, że trochę innym niż poprzednie, które widzieliśmy. Te jest jakby bardziej surowe. Może sprawia to otoczenie. Inaczej odbiera się jeziora otoczone lasem, drzewami, a inaczej w otoczeniu wznoszących nad nimi gołych skał i zalegającego śniegu. Pogoda nie jest najlepsza. Jest pochmurnie i wieje wiatr. Więc może i to wpływa na odbiór jeziorka.
Zdjęcie. Do jeziora przemieszczasz się skrajem doliny biorącej swój początek przy Bachalpsee.
Mimo to jezioro stanowi duży obiekt zainteresowania. Spotykamy tłumek turystów docierających tam od strony First. Zresztą wielu wykorzystuje nadarzającą się okazję jaką daje wjazd na górę i przejście bez wysiłku nad jezioro. I znów jesteśmy świadkami sesji zdjęciowych, odpowiedniego pozowania itp. Trochę to dziwne. Być może jednak ludzie tego potrzebują.
Zdjęcie. Jezioro Bachalpsee.
W trakcie krótkiego odpoczynku nad jeziorkiem połączonego z drugim śniadaniem ustalamy drogę powrotną. Decydujemy się powrót przez Hireleni z takim założeniem aby wyjść w pobliżu przystanków autobusowych.
Cofamy się trochę naszą ścieżką żeby wejść na szlak. Nie różni się od poprzedniego tyle, że wznosi się jeszcze trochę i trzeba być bardziej uważnym na zalegających łachach śniegu. Mi w trakcie takiego pokonywania strumienia udaje się zapaść jedną nogą na śnieżnym mostku pomimo tego, że sprawdzałem kijem stabilność podłoża. Trzeba uważać.
Zdjęcie. Na szlaku od jeziora Bachalpsee do przełęczy Hireleni.
Po osiągnieciu Hireleni nagle wszystko się zmienia. Zaczyna padać deszcz. Teren z łączki przekształca się w ostre skały ze schodzącą mocno w dół ścieżką usłaną odłamkami kamieni. Nawet nie było jak zrobić zdjęć. Człowiek koncentruje się na bezpiecznym zejściu z góry.
Zdjęcie. Początek zejścia z przełęczy Hireleni.
Trochę lepiej jest na poziomie hal, chociaż tam wcale nie można sobie odpuścić. Rozdeptany przez pasące się bydło szlak wcale nie jest bezpieczniejszy. Buty ślizgają się oblepione błotem.
Zdjęcie. Zawsze nas urzekają alpejskie łąki.
Udaje mam się dotrzeć w okolice skrzyżowania Holewang. Znów krótka narada i schodzimy w dół do końca do kampingu.
Pogoda poprawia się trochę w samym Grindelwaldzie. Nam udaje się już bez przeszkód dotrzeć na kamping.
Podsumowanie
Trasa wycieczki Waldspitz – Bachalpsee – Grindelwald – 11,9 km. Wznios 447 m, spadek 1390 m.
Dzisiaj zdobywamy Firsta, ale nie z wykorzystaniem kolejki linowej
Zaczynamy kolejny dzień w Grindelwaldzie. Poranek nie zapowiada dobrej pogody. Jest szaro. Okoliczne szczyty górujące nad miejscowością do połowy skryte są w chmurach. Liczymy jednak na poprawę pogody.
Nauczyliśmy się już korzystać z lokalnych linii autobusowych i z wykorzystaniem linii 121 z okolic terminala kolejki linowej jedziemy do centrum miejscowości, żeby po chwili przesiąść się do autobusu linii 128.
Grosse Scheidegg
Dzisiaj naszym celem jest First, ale nie w wersji dla leniwców, czyli z wykorzystaniem kolejki linowej. Autobusem linii 128 jedziemy do przystanku Grosse Scheidegg. Jesteśmy z zasadzie jedynymi pasażerami autobusu.
Zdjęcie. W autobusie linii 128. Jesteśmy w zasadzie jedynymi pasażerami.
Droga robi wrażenie. Nie chciałbym tam się znaleźć nawet z osobówką, nie mówiąc o kamperze. Autobus porusza się całą szerokością jezdni. Napotkani piesi schodzą głęboko na pobocze. Wymijanie rowerzystów to zupełny koszmar. Mijanie z pojazdami kończy się często jazdą na wstecznym biegu na najbliższego szerszego odcinka drogi. Widać jednak wyrozumiałość ludzi.
Zdjęcie. Należy podziwiać kierowców wożących nas po tych drogach. Jest wąsko i z dreszczykiem emocji. Zdjęcie. Rekompensowane jest to za to widokami przesuwającymi się za szybami autobusu.
Z każdym kolejnym zakrętem widoczność staje się coraz bardziej ograniczona. Na Grosse Scheidegg jesteśmy już prawie na 2000 m.n.p.m. Jesteśmy w chmurach. W zasadzie widać coś w odległości 200 metrów. Przynajmniej teraz nie ma co liczyć na jakieś widoki.
Zdjęcie. Nasz droga w okolicach Grosse Scheidegg. Wąsko, prawda!?
W stronę First ruszamy z wykorzystaniem Romantikweg. Droga szeroka, stanowiąca ciąg pieszo-rowerowy. Niestety z tego romantyzmu nic nie widać.
Zdjęcie. Romantikweg w stronę First w trakcie naszego przejścia. Z tego romantyzmu niewiele widać.
Hohenweg 2400
Nie ułatwiamy sobie drogi. Schodzimy z drogi na Hohenweg 2400. Nie jest to najprostsza droga na First, ale za to dużo ciekawsza.
Zdjęcie. W tej mgle trzeba uważać, żeby zejść we właściwym momencie. Odejście ścieżki Hohenweg 2400 od Romantikweg.
Ledwie zeszliśmy z drogi, a już przeprawiamy się po nowej kładce przerzuconej nad rwącym potokiem. Kilkadziesiąt metrów niżej zauważamy starą kładkę zniesioną przez wodę. Podziwiamy siłę wody jaka musiała przemieścić tak ciężką konstrukcję opartą na stalowych legarach.
Zdjęcie. Wiosna w Alpach w pełni. Kaczeńce przy szlaku w .. lipcu.Zdjęcie. Ścieżka robi się coraz ciekawsza.
W przedmuchach chmur pojawia się coraz więcej szczegółów terenu. Nawet daje się zauważyć otaczające nas szczyty.
Zdjęcie. Ta ścieżka jest zdecydowanie bardziej atrakcyjna od Romatikweg.
Widać, że ścieżka jest przygotowana również dla młodszych turystów. Przy ścieżce co kilkaset metrów można napotkać ustawione w jej pobliżu drewniane rzeźby świstaków, kozic, puchaczy i innych zwierząt. Co chwila słychać ostrzegawcze gwizdy świstaków. Zatrzymując się na chwilę można nawet obserwować je przemieszczające się po terenie.
Zdjęcie. Drewniane rzeźby przy szlaku.
Zdjęcie. Jak będziesz uważanie się rozglądać, to możesz spotkać na szlaku baraszkujące świstaki i pasące się kozice.
First
Widać, że zbliżamy się do First. Na ścieżce spotykamy dwie pary starszych Azjatów. Po powitaniu już wiem, że mamy do czynienia z Japończykami. Przywitali się tradycyjnym Konichua z pełnym ukłonem. Odpowiedziałem tak samo w sumie to odruchowo, sam byłem zaskoczony. Rzadki widok. Pełen szacunek. Dużo młodsi od nich rzadko kiedy oddalają się od obiektu do którego przybyli. Oni na pewno byli ponad pół kilometra od First.
Zaczyna się ruch. Pojawia się coraz więcej turystów. I my również zaczynamy więcej widzieć. Spomiędzy chmur zaczynają się pojawiać kolejne fragmenty gór.
Zdjęcie. Wreszcie zaczyna się przejaśniać, a jest co podziwiać.Zdjęcie. Widok z okolic First w stronę Grindelwaldu.
No i oczywiście First. Przez krótką chwilę obserwujemy jedną z atrakcji serwowanych na First. Jest to przejażdżka w dół będąc zawieszonym pod liną z prędkością ok 80 km/h. Sądząc po piskach na całą okolicę musi robić wrażenie.
Zdjęcie. Tę „atrakcję” Firsta słychać już z daleka. Zjazd w dół pod wielkim ptakiem.
Na First nie wchodzimy od strony restauracji. Idziemy w stronę końca stacji. Teoretycznie zgodnie z niektórymi mapami tam jest wejście na jednokierunkową kładkę zwieszoną na pionowej skale góry. Piszę teoretycznie, ponieważ nigdzie nie zauważyłem jakichś znaków kierunkowych. I tu jest pewien problem. Z braku kierunkowości kładka co chwila się zapycha się w najbardziej newralgicznych miejscach. Do tego jeszcze przymusowe postoje, przecież trzeba dobrze zapozować do zdjęcia w mediach społecznościowych. Jednak nie jest to istotne. Przejście kładką polecam wszystkim.
Zdjęcie. Ręczę, że przejście tą kładką da Ci dużo satysfakcji.
Rozpogodziło się trochę, więc pojawił się piękny widok na dolinę w stronę Grindenwaldu. Z racji ukształtowania terenu widać tylko cześć miejscowości, ale i tak jest co podziwiać. Do tego dochodzą emocje z racji zawieszania kładki nad przepaścią. W mojej ocenie jest fajniej niż pokonanie specjalnie przygotowanej ścieżki Thrill Walk na pobliskim Birg. Tam było za bezpiecznie, za dużo zabezpieczeń. Tu masz tylko oddzielającą cię od przepaści poręcz.
Zdjęcie. Widok z kładki u podnóża Firsta w stronę Grindelwaldu.
Dochodzimy do „ślimaka” ścieżki wiodącego do wysuniętej kładki widokowej. Jednak po chwili oczekiwania w kolejce rezygnujemy. To nie ma sensu. Każdy stojący w kolejce liczy na piękne ujęcie, a kolejka nie posunęła się nawet o jedną osobę. Może następnym razem będzie okazja.
Zdjęcie. Restauracja i platforma widokowa na końcu ścieżki na First.
Waldspitz
Wracamy z powrotem na początek ścieżki żeby skorzystać z urządzonego tam punktu widokowego. I znów jest co podziwiać. Niestety mam pecha. Potykam się na stopniu podestu i walę się kolanem na kratę podestu. Czuję wilgoć na kolanie, czyli nie jest dobrze. Na szczęście przydaje się noszona ze sobą apteczka. Z kolanem wszystko w porządku, tylko trochę pokiereszowana skóra.
Niestety musimy skrócić wycieczkę. Za niecałą godzinę mamy autobus z Waldspitz. Schodzimy stromym zejściem z First.
Zdjęcie. Waldspitz. Zabudowania na granicy lasu. Widok z First.
Wraz ze schodzeniem ścieżka robi się coraz bardziej cywilizowana zamieniając się w pewnym momencie w szeroką drogę. Czy chcesz, czy nie i tak przystajesz momentami, żeby chłonąć roztaczający się widok na dolinę i góry po przeciwległej stronie.
Zdjęcie. Widok z okolic Waldspitz.
Do autobusu przychodzimy z zapasem czasu. Przed restauracją oczekuje już kilka osób
Streszczenie dnia na zamieszczonym filmie:
Podsumowanie
Trasa wycieczki – Grosse Scheidegg – First – Waldspitz – 8,8 km. Przewyższenie 406 m , spadek 456 m.