Wakacje 2024 – Dzień 15 – Tirano – Santa Perpetua

Czas na rozstanie z Tirano. Jednak nie tak szybko, bo z przygodami.

Rozstajemy z Tirano. Jak się okazuje nie tak szybko. Miejsce warte powrotu, tym bardziej, że jest jeszcze wiele szlaków turystycznych do przejścia np. w stronę sąsiedniej Szwajcarii.

Chyba jakieś fatum?

Ruszamy dalej… W zasadzie to nie ruszamy. Akumulator pojazdu bez ostrzeżenia odmówił posłuszeństwa. Dobrze, że stoimy w większej miejscowości. Niedobrze, że jest sobota i większość warsztatów jest zamknięta. Próba podładowania akumulatora spaliła na panewce. Albo zostajemy do poniedziałku, albo kombinujemy. Jednak kombinujemy. Z odległego o kilometr sklepu budowlanego udało mi się przytargać zakupiony akumulator. Instaluję go i podłączam do ładowania.

Mamy czas do wykorzystania, który trzeba jakoś spożytkować. I tak dzisiaj już nigdzie nie ruszamy. Spoglądamy na kolejne zbocze na którym góruje nad miastem kaplica Santa Perpetua. Szybkie opracowanie trasy i idziemy.

Zdjęcie. Kaplica Santa Perpetua górująca nad miastem.

Santa Perpetua

Zaczynamy podobnie jak poprzedniego dnia, tyle że w okolicach bazyliki odbijamy w stronę przejścia prowadzącego nad potok Paschiavino (Torrente Paschiavino). Tak szczerze, to niektóre nasze rzeki są węższe od tego potoku. Żeby nie była za prosto idziemy w stronę przełomu rzeki, tuż przy szwajcarskiej granicy.

Po drodze mijamy mały skwer z fontanną i umieszczoną obok charakterystyczną tarą do prania. Teraz stanowi atrakcję, kiedyś było miejscem publicznych spotkań

Zgodnie ze znakami szlaku idziemy w stronę kościoła San Rocco. Interesująca jest historia kościoła. Pierwotnie obiekt budowany przez władze kościelne miał stanowić małą twierdzę mającą kontrolować okolicę. Miejscowym wmówiono, że powstaje kościół. Kiedy mieszkańcy zorientowali się w intencjach budowniczych zablokowali budowę obiektu i w późniejszym okresie dokończyli budowę zgodnie z przeznaczeniem. Kościół w nietypowej formie na bazie ośmiokąta.

W ciągu naszego szlaku spotykamy znajomy z pobytu we Francji kamienny domek w stylu bories. Tu jednak, chyba nie jest typowy obiekt. Nigdzie w okolicy nie spotykamy podobnych.

Chwilę później osiągamy punkt kulminacyjny naszego wypadu w okolicach nieczynnego hotelu Castello di Piattamala. Ładny i ciekawy obiekt. Ciekawe co przeszkadzało w prowadzeniu interesu w tym miejscu!?

Po chwili przechodzimy na drugą stronę drogi i toru kolejowego i kolejnym szlakiem turystycznym idziemy w stronę kaplicy. Droga lekko wspina się aż celu naszej wyprawy.

Pierwsze wzmianki o kościele w tym miejscu datowane są na XII wiek. Kościół Santa Perpetua wybudowany jest z naturalnego kamienia. Do czasów obecnych przetrwał jedynie kościół, pozostałe budynki nie wytrzymały próby czasu. W tej chwili są zabezpieczone przed wejściem. Z poziomu kościoła roztacza się piękny widok na dolinę Tirano z bazyliką Madonna di Tirano na czele.

Do miasta prowadzi wygodna ścieżka, w zasadzie schody wijące się pośród winnic. Ścieżka kończy się łukowym, zadaszonym mostem przerzuconym nad rzeką Torrente Paschiavino. Stąd tylko kroków dzieli nas od parkingu.

Skrót wypadu na poniższym filmie.

Podsumowanie

  • Trasa spaceru do kościoła Santa Perpetua – 4,7 km. Przewyższenie 159 m.

Wakacje 2024 – Dzień 14 – Tirano – Roncaiola

Korci nas wieś zawieszona na skale po przeciwnej stronie Tirano

Postanawiamy przedłużyć pobyt w Tirano, tym bardziej, że od samego początku podoba nam się mała wieś zawieszona na stoku góry nad miastem po przeciwległej stronie doliny. Postanawiamy do niej dotrzeć.

Sprawa nie jest łatwa. Bezpośrednio do wsi nie prowadzi żaden szlak. Można skorzystać z dwóch biegnących z boków, czyli od strony Szwajcarii lub miejscowości Baruffini. Przy obu trzeba nadłożyć drogi. Naszą uwagę na mapach przykuwa jednak ścieżka biegnąca środkiem stoku prawie bezpośrednio do wsi. Prawdopodobnie jest to stary trakt dla mułów. No cóż trzeba to sprawdzić…

Roncaiola

Wycieczkę rozpoczynamy od przejścia w stronę centrum miasta, a właściwe w okolice Bazyliki Madonna di Tirano (Basilika Madonna di Tirano). Stamtąd prawie od razu wąskimi uliczkami miasta zaczynamy lekko wspinać się pod górę.

Odnajdujemy wejście na naszą ścieżkę. Na początku nie ma problemu z poruszania się nią. Ścieżka prowadzi wśród plantacji borówki amerykańskiej i innych owoców. Pierwszy raz widzimy jak rośnie kiwi, i to nie pojedyncze krzewy, a cały sad. Dwumetrowe pędy kiwi w formie baldachimu rozciągnięte są na stelażu, a owoce zwisają w dół. Coś odmiennego niż nasze sady.

Zastanawiamy się nad klimatem jaki tu panuje. Jesteśmy na wysokości może niewielkiej, bo ok. 400 m n.p.m, ale to są przecież Alpy. Widać jednak, że zarówno warunki glebowe jaki klimatyczne sprzyjają uprawie towarowej kiwi na tym obszarze.

Zdjęcie. Mijane po drodze plantacje borówki i kiwi.

Nasza ścieżka im bardziej oddala się od cywilizacji staje się coraz bardziej rustykalna i dzika. Nie można narzekać na jej przebieg. Jest poprowadzona tak jak każda inna ścieżka w górach. Nasza jednak bardziej przypomina niekończące się schody. W niektórych miejscach wędrujący może nie czuć się komfortowo z powodu braku jakichkolwiek zabezpieczeń przy kilkumetrowej pionowej ekspozycji.

Na pewno nie zgubisz się na niej, chociaż w kilku miejscach można mieć wątpliwości do jej przebiegu. W ramach ciekawostki trafiliśmy na kilka siedlisk opuncji. Akurat była w różnych fazach rozwoju więc miała zarówno kwiaty, jak i owoce. Dla nas to ciekawostka.

Zbliżając się do wsi ścieżka bardziej zaczyna przypominać tę dla ludzi. Po drodze mijamy kilka zabudowań Contrada Simonelli i wchodzimy do Roncaiola. Jesteśmy w typowej włoskiej wsi położonej na zboczu góry. Idziemy wąską uliczką wśród wielopoziomowych domów. Centrum miejscowości, to oczywiście kościół Św. Stefana (chisea di Santo Stefano). Znajdzie się również jakieś miejsce na nocleg oraz posiłek. Parking dla turystów jest urządzony przed miejscowością.

W tym miejscu dowiadujemy się dlaczego tu nie ma ścieżek w poprzek. Wszystkie prowadzą pomiędzy pobliską Szwajcarią, a Italią. Okazuje się, że są to byłe ścieżki przemytnicze zamienione teraz na szlaki turystyczne. Trafiamy nawet na tablicę pamiątkową upamiętniającego zabitego celnika. No cóż, dziwne to były czasy. Tak jak i wszędzie.

Baruffini

Postanawiamy nie kończyć spaceru, a kontynuować go w stronę sąsiedniej miejscowości Baruffini. Do pokonania mamy około 2 km spokojnego w stosunku do poprzedniego przejścia. W większości ścieżka prowadzi po warstwicy. Dolinę Tirano zobaczysz jednak niewiele razy, tylko w przerwach między drzewami.

Wiemy, że przed Baruffini jest miejsce z ławką, wiec liczymy na chwilę odpoczynku. Kiedy wreszcie tam dochodzimy jesteśmy z lekka zszokowani. Ustawiona tam bowiem ławka jest w wersji XXL. Jest po prostu ławką, przy której czułem się malutki. Udało mi się jakoś na nią wleźć i co dziwne, nawet się wygodnie na niej siedziało (leżało). No cóż, na bezrybiu i rak ryba.

Po chwili wchodzimy do Baruffini. Jest to większa miejscowość niż poprzednia. Ma nawet przystanek linii autobusowej.

Z Baruffini schodzimy do Tirano szlakami turystycznymi. Droga w zasadzie wiedzie cały czas w dół. W niektórych miejscach, gdzie jezdnia jest utwardzona i zanieczyszczona żwirem schodzi się ostrożnie w obawie przed poślizgnięciem się. Znów schodzimy wśród różnorodnych plantacji. W większości są to winnice, ale występują i inne. Na niektórych murkach otaczających je można odkryć stare sentencje naniesione przez właścicieli w stylu „Ukradniesz, Boga zobaczysz”. Chyba też mieli problem przysłowiowym podkradaniem jabłek z sadu sołtysa.

Dla nas dzień się kończy powoli, a my przez centrum Tirano idziemy do naszego kamperka.

Skrót dnia na zamieszczonym poniżej filmie.

Podsumowanie

  • Trasa wycieczki Tirano – Roncaiola – Baruffini – 8,1 km. Przewyższenie 444 m.

Wakacje 2024 – Dzień 12 – Colico – Tirano

Koniec leniuchowania. Ruszamy dalej. Naszym celem pogranicze szwajcarsko – włoskie

Kończymy naszą przerwę w podróży w Colico. Ruszamy w dalszą drogę. Kolejnym celem naszego wypadu jest Tirano. Odległość do pokonania niewielka, bo zaledwie nieco ponad 65 km, ale i tak przejazd zajmuje ponad godzinę.

Zatrzymujemy się na Area Sosta Camper – Tirano, miejskim parkingu przeznaczonym dla kamperów. Trzeba przyznać, ze obłożenie jest duże. Jest jedynie kilka wolnych miejsc do wyboru. Wieczorem jest gorzej. Wszystkie miejsca są zajęte, a kampery zatrzymują się na obrzeżach wyznaczonych miejsc. Place postoje duże, pozwalają nawet na rozwiniecie markizy, czyli są wystarczające do zapewnienia prywatności.

Rozpoczynamy już planowanie następnego dnia. Dokonujemy zakupu niezbędnych biletów i udajemy się w stronę dworca kolejowego celem rozpoznania trasy żeby nie błądzić. Wypad do dworca umożliwia zapoznanie się z miastem.

Otoczenie wydaje się obiecujące. Miasto jest niewielkie. Cała gmina liczy trochę ponad 9 tys. mieszkańców. Jest jednak ładnie położone w dolinie otoczonej górami. Zaledwie kilometr dzieli je od sąsiedniej Szwajcarii. Tirano znane jest z tego, że jest stacją początkową (końcową) widowiskowej linii kolejowej łączącej Tirano ze szwajcarskim Sankt Moritz.

Tirano

Jeśli jesteś fanem tętniącego, rozrywkowego miasta, to możesz się rozczarować. Tirano jest miastem spokojnym.

Zaraz za dworcem przechodzimy mostem na drugą stronę rzeki Adda, tej samej która kończy swój bieg wpadając do jeziora Como. O tym było w poprzednim wpisie. Rzeka na terenie miasta ma trochę dziwny przebieg. Jest bardzo ucywilizowana. Jej wartki nurt został ujęty w ramy kamiennego prostego po horyzont nabrzeża, bez żadnego zakrętu. Przypomina więc bardziej kanał niż rzekę. Jednak mając na uwadze zachowanie się miejscowych rzek w zależności od sytuacji hydrometeorologicznej może jest to i dobre rozwiązanie.

Za rzeką znajduje się starsza część miasta. Jeśli chcesz możesz chwilę pobłądzić w jego zakamarkach znajdując coś dla siebie. I nie jest to atrapa stworzona na potrzeby turystów. Jest naturalne ze swoimi starymi drewnianymi krużgankami i bramami.

W samym centrum trafisz na założony w XII wieku kolegiatę San Martino, którego obecny wygląd ukształtował się w XVII wieku. Z pierwotnej budowli wykorzystano niewiele elementów. Dalej za kolegiatą natkniesz się na bramę Porta Bormina. Może nie imponujący obiekt, ale świadczący o przeszłości miasta. Trochę z boku natkniesz się na nietypową w formie fontannę di San Carlo. Naprzeciw niej możesz zobaczyć pozostałości po tawernie z okutą oryginalną bramą i herbem nad nią.

Kończy się nam dzień, więc powoli wracamy do naszego kampera. Wracamy zupełnie inną drogą obok dworca autobusowego. Tę drogę również rozpoznajemy na wszelki wypadek. Jak się okazuje jest ona prostsza i trochę krótsza od poprzedniej.

Podsumowanie

  • Przejazd Colico – Tirano – 67 km;
  • Trasa spaceru po Tirano – 4,4 km.

Wskazówki

  • W cenie postoju na Area Sosta Camper – Tirano wliczone jest korzystanie z prądu. Na miejscu do dyspozycji zrzutnia szarej wody. Możesz również uzupełnić zapas świeżej wody. Teren częściowo zacieniony, chociaż rosnące na obrzeżu topole nie dają go do za dużo.